Odkąd zobaczyłam, jak Anthony Bourdain w "Bez rezerwacji" konsumuje z błogim uśmiechem na twarzy clam chowder, tak właśnie wyobrażałam sobie nasz posiłek w trakcie jazdy Hwy 1 wzdłuż kalifornijskiego wybrzeża. Niestety, rzeczywistość, a właściwie godziny otwarcia restauracji w małych amerykańskich miasteczkach, zweryfikowały moje wyobrażenia... Ponieważ do Morro Bay przyjechaliśmy po 20-tej a musieliśmy wyjechać bardzo wcześnie rano, miejsce w którym miałam się napchać rybami i owocami morza tylko sobie pooglądałam. Odjeżdżać było bardzo ciężko zważywszy na to, że kucharz już od 7 rano zaczynał gotować wyjmując z podręcznego zbiornika świeże kraby, a przed budynkiem powoli bulgotał ogromny gar z chowderem... Chociaż menu sobie sfotografowałam...
Czaru jadłodajni dodawały uchatki kalifornijskie wylegujące się na nabrzeżu tuż pod tarasem na którym stały drewniane stoły. Zgodnie orzekliśmy, iż to zapewne oczekująca na łatwy łup grupa żebracza wystawiona przez resztę bandy (wieczorem uchatek było znacznie więcej).
Może następnym razem...
7 comments:
Bardzo podoba mi sie Twoj blog - idealna mieszanka taka jak lubie: kulinaria przeplatane z podrozami. Bede tu czesciej zagladac. Goraco pozdrawiam :)
Dziękuję, będzie mi bardzo miło. Pozdrawiam!
Anczito, brakuje Cię tutaj!
Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt :)
to na pewno dobry pretekst, by móc tam wrócic.. ;-)
A ja najbardziej zaluje, ze.. Cie tutaj juz nie ma :(
Pozdrawiam serdecznie! I spokojnych Swiat zycze :)
Dopiero odkryłam Twojego bloga i widzę, że już nie piszesz. Szkoda bo podoba mi się bardzo :(
coś czuję, ze zabawię na Twoim blogu dłużej! już mam ochotę na spróbowanie z niego wielu przepisów!
obserwuję, a co!:)
Post a Comment