Friday, February 27, 2009

Rumuńskie bezdroża


W Rumunii znależliśmy się dość dla nas niespodziewanie. Muszę przyznać, że Bukareszt w którym przyszło nam mieszkać, nie zachwycił nas. Miasto powoli leczy rany po wizjonerskiej działalności architektonicznej Ceauşescu, lecz moim zdaniem niezby wiele pozostało po nigdysiejszym "Paryżu Wschodu". Nam raczej przywodził na myśl Delhi, zwłaszcza swoją pozostającą w artystycznym nieładzie siecią elektryczną...
Prowincja rumuńska kryje jednak wiele niespodzianek. Wyjazd poza miasto w stronę Karpat przypomina wyprawę w XIX wiek, a oczy cieszą rozległe łąki, niezliczone krzyże i kapliczki oraz dziko pasące się konie. Wyprzedzając bryczki i omijając świnie, kaczki, osły oraz konie wybiegające na drogę, czuliśmy beztroską swobodę i z niecierpliwością czekaliśmy na to, co kryje się  za kolejnym zakrętem. Zapraszam na rumuńskie bezdroża :)





Zdarzają się i takie niepodzianki :)

Thursday, February 12, 2009

Tajskie zielone curry z rybą


Kuchnia tajska na stałe zagościła na naszym stole po ubiegłorocznej wyprawie do Tajlandii. Oczywiście obowiązkowym punktem programu była lekcja gotowania. A potem już nie było odwrotu... I tak od roku upycham po szafkach puszki z mleczkiem kokosowym, a na widok galangalu i liści limonki kaffir serce zaczyna mi szybciej bić. 

W "naszym" nowym mieście odkryłam targ wietnamski i teraz zdobycie wszystkich azjatyckich produktów, które w Polsce są nie do dostania lub odstraszają astronomiczną ceną, nie stanowi dla nas żadnego problemu :) Korzystamy z tego dobrodziejstwa dopóki możemy. Chociaż muszę przyznać, że w sklepie mam problem z nazwaniem 50% warzyw i owoców (a zwłaszcza przeróżnych ziół)... Zawsze można jednak liczyć na przemiłego sprzedawcę, który co prawda nazwy produktów podaje po wietnamsku, ale określi z jakiego regionu Azji pochodzi dana rzecz oraz na migi, pokazując po kolei składniki, podpowie jak je przyrządzić. Tym sposobem spożyliśmy już kilka tajemniczych warzyw bez nazwy...

Nazwy wszystkich składników do tajskiego zielonego curry oczywiście znam :) Przepis ten jest kompilacją przepisu przekazanego nam przez tajską nauczycielkę gotowania i naszych doświadczeń. Oczywiście curry może mieć różne "wsady", ja tym razem użyłam ryby.

Tajskie zielone curry z rybą

2-3 filety z białej ryby (u mnie panga)

250 ml mleczka kokosowego

łyżka zielonej pasty curry (płaska)

1 kłącze trawy cytrynowej

1-2 cm galangalu

2-3 szalotki azjatyckie

6 liści limonki kaffir

garść tajskich bakłażanów (ang. pea aubergines, thai Makreu Puang)

2 łyżki sosu rybnego

1 łyżka cukru

kilka listków tajskiej bazyli

kolendra (nać)

kilka pomidorków koktailowych 

W rondlu lub na głębszej patelni podgrzewam mleczko kokosowe jednocześnie rozpuszczając w nim łyżkę pasty curry (pasta której użyłam jest moim zdaniem najlepszą jaką do tej pory udało mi się kupić [zdj. poniżej], niestety jeszcze nie próbowałam jej robić samodzielnie; ilość pasty dostosujcie do własnych upodobań, tzn. do odporności na ostrość). Gdy mleczko się zagotuje dodaję posiekane szalotki, trawę cytrynową (tylko biała część, bardzo drobno), galangal (w plasterkach, aby można go było łatwo odłowić na talerzu - ma tylko nadać aromat, nie poznałam jeszcze amatorów zjedzenia go), wrzucam bakłażany i liście limonki (w całości). Całość ma się pobulgotać kilka minut, potem wkładam rybę, tak aby mleczko ją przykryło i żeby mogła się ugotować (gotuję nie za długo, aby ryba się nie rozpadła, ok. 10 minut). Pod koniec gotowania dodaję przekrojone na pół pomidorki koktailowe (tylko kilka sztuk, tak aby przełamać smak mleczka - to mój dodatek i muszę przyznać, że nam w takiej wersji bardzo smakuje). Na sam koniec dodaję posiekaną bazylię, kolendrę i doprawiam sosem rybnym wymieszanym z cukrem. Całością delikatnie potrząsam, tak aby smaki się wymieszały, a jednocześnie ryba nie rozpadła. My jemy curry z ryżem, oczywiście jaśminowym, i posypujemy je utłuczonymi orzeszkami ziemnymi oraz ekstra kolendrą.

Wednesday, February 11, 2009

Masala...


Old Delhi

Dlaczego masala? Bo będzie to mieszanka wrażeń, smaków, obrazów i wspomnień.  Głównie jednak smaków :)
Dlaczego bazaar? Bo w każdym nowym mieście, czy kraju, najpierw biegniemy zwiadzać lokalny targ, jarmark, bazar... Tam odkrywamy nowe zwyczaje, przedmioty, smaki. Każde z tych miejsc to swoista mieszanka wrażeń, po prostu masala - Masala Bazaar...

Bazaar masala