Friday, May 22, 2009

Muffiny z rabarbarem

W przerwie wpomnień z Wenezueli - muffinki z rabarbarem. Do ich upieczenia namawiała Ania ze Strawberries from Poland, zarówno na blogu, jak i w Galerii Potraw. Długo się nie zastanawiałam - uwielbiam rabarbar, którego kwaskowość przyjemnie przełamuje słodycz ciasta, a że blacha do muffinek kurzyła się w piwnicy...

Przepis podaję za Anią, która cytowała go za Ptasią :) Dodam, że zdjęcia są inspirowane rabarbarową sesją Ani.

Muffiny z rabarbarem

1 i 1/4 szklanki cukru jasnego muscovado
1/3 szklanki oleju
1 jajko
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
170 g  rabarbaru pokrojonego w kostkę
1/2 szklanki pokrojonych orzechów włoskich
2 szklanki i 3 łyżki mąki zwykłej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
1/2 szklanki zarodków pszennych
do posypania: 2 łyżeczki cukru muskowado i 1 łyżeczka cynamonu

Łączymy 1 1/4 szklanki cukru jasnego muscovado z 1/3 szklanki oleju, 1 jajem, 2 łyżeczkami esencji waniliowej oraz 1 szklanką maślanki. Dodajemy pokrojone w kostkę ok. 170 gr rabarbaru oraz 1/2 szklanki pokrojonych łuskanych orzechów włoskich. Następnie stopniowo wsypujemy suche: 2 szklanki + 3 łyżki mąki zwykłej, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, 1 łyżeczkę sody oraz 1/2 szkl. zarodków pszennych. Mieszamy niezbyt dokładnie, tyle, byle się połączyło. Przekładamy do foremek, i posypujemy po wierzchu 2 łyżeczkami cukru zmieszanego z 1 łyżeczką cynamonu. Pieczemy ok. 20-25 w 200 st. U mnie było to 20 minut.

Thursday, May 21, 2009

Delta Amacuro



Czyli delta Orinoko. 22.500 km² powierzchni, 370 km atlantyckiego wybrzeża i tylko mniej więcej 100 km dróg przejezdnych dla pojazdów lądowych. Reszta to szlaki wodne - plątanina setek odnóg i odgałęzień rzeki Orinoko a na nich łodzie, niezliczone łodzie. To jedna z największych delt na świecie. Orinoko jest poteżna - 2574 km długości, jej dorzecze obejmuje 2 tysiące rzek, które co roku wtłaczają do Atlantyku ponad 1,1 tryliona metrów sześciennych wody.

Wyprawa na te tereny była jedynym pewnym punktem naszego wenezuelskiego planu. W Ciudad Bolivar kupiliśmy wycieczkę w lokalnym biurze turystycznym i przekonani, że wyruszamy wraz z 10 innymi turystami i przewodnikiem mówiącym po angielsku (mój hiszpański zaginął w otchłani przeszłości), pojechaliśmy do Tucupity, skąd wycieczka miała się rozpocząć. Określenie, że nasze zdziwienie było duże, gdy odkryliśmy, że jesteśmy jedynymi turystami, a naszym "przewodnikiem" jest indiańska rodzina w składzie Tata Jose, Mama Isabella i 6-cio miesięczny Fernando, nie jest odpowiednie. Na dodatek okazało się, że obietnica, iż ktokolwiek będzie mówił po angielsku, była trochę na wyrost :) Ale nic to - zapakowaliśmy nasze toboły do łodzi i wyruszyliśmy w nieznane.

Gościliśmy w rodzinnej wiosce Jose - 3 chałupy i 15 mieszkańców. Spaliśmy w drewnianej chatce na palach NA rzece. W hamakach - tak jak wszyscy miejscowi. Wieczorami śmigały pomiędzy nimi nietoperze (ścian chatka nie miała). Jedliśmy to, co ugotowała nam Isabella (i co sami złowiliśmy - np. piranie :) ). 

Całymi dniami błądziliśmy łodzią po kanałach obserwując niezliczone ptaki, małpy, żółwie i turkusowe motyle wielkości dłoni. Obserwowaliśmy życie miejscowych, podziwialiśmy spektakularne zachody słońca. 

Wednesday, May 20, 2009

Wenezuela

Wróciliśmy. Cali i zdrowi - wbrew czarnym proroctwom niektórych ;) Nasze pierwsze spotkanie z Ameryką Południową. Udane.

Wenezuela zachwyca przyrodą i właśnie takich wrażeń szuka większość odwiedzających ją turystów. Canaima z najwyższym wodospadem świata Salto del Angel, niesamowite tepui z endemiczną fauną i florą, delta Orinoko kusząca nieziemską zielenią, tysiącami ptaków i domami na palach Indian Warao, Los Llanos, gdzie można zapolować na anakondę, postrzępione szczyty Andów oraz karaibskie plaże i archipelagi wysepek, jak rajskie Los Roques - a to tylko część atrakcji... Trudno wybrać - zwłaszcza, gdy tak jak my, ma się do dyspozycji tylko kilkanaście dni.

Co oprócz przyrody? Przede wszystkim stare amerykańskie samochody, jakby przeniesione z filmów z lat 60 i 70-tych. Choć stare, wciąż drogie i nie tracą na wartości - jak się dowiedzieliśmy, na nowe są zapisy i wieloletnie kolejki, więc leciwe krążowniki szos trzymają cenę. A że dużo palą? Wenezuelczykom cena paliwa nie spędza snu z powiek - mają najtańszą benzynę na świecie - za 1 dolara można zatankować ok. 60 litrów! Tania ropa ma dodatkowy "skutek uboczny" - tani prąd. W związku z tym światło nigdy nie gaśnie! Powszechnym widokiem są żarówki porozwieszane w ogrodach palące się w środku dnia.

Czuć unoszący się nad krajem duch socjalizmu i Chaveza. Wszędobylskie plakaty "Chavez si". Wywołujące uczucie lekkiego niepokoju hasła: "Partia, socjalizm lub śmierć"... Nie brakuje absurdów w postaci sztucznego kursu dolara, który skutecznie zatruwa życie i miejscowym i turystom. Każdy zaczyna swoją wizytę w tym kraju złamaniem prawa i wymianą pieniędzy na czarnym rynku.

Czym byliśmy zawiedzeni? Wenezuelską kuchnią. Ale o tym później.