Tuesday, March 24, 2009

Goa


Znowu dzisiaj padał śnieg... Ech, ta nasza Środkowa Europa - w Polsce zima, tutaj też... A ja już się nie mogę doczekać słońca. A gdzie indziej jest, przecież wiem...

Myślami uciekam do ciepłych miejsc, do słońca, morza, plaży. Goa - kontrowersyjne miejsce. Dawniej ostoja hippisów, niepokornych podróżników. Dziś popularny kierunek turystyczny, wybierany przez spragnionych słońca Anglików, Niemców i Rosjan, głównie w średnim wieku. Dla niektórych Goa "się skończyło". Ja nie byłabym aż tak surowa w ocenie. Są jeszcze miejsca, jak Vagator Beach, gdzie można spotkać hippisów przesiadujących w beach shacks w oparach aromatycznego dymu nad szklaneczką feni (oj, strasznie to mocne i strasznie niedobre, ale najtańsze ;) ).  Na każdej plaży można przysiąść w plażowej knajpce, pod palmową strzechą, zjeść tuńczyka z grilla, popić Kingfisherem i pooglądać spektakularny zachód słońca. A po zmroku  zapalają się świeczki we wszytskich shackach. I można poprosić o przestawienie stolika nad sam brzeg wody, tak aby jedząc kolację moczyć stopy w Oceanie Indyjskim. No i ten wszechobecny goa trans...




Że to komercja, że to nie są "prawdziwe Indie"? Można i tak. Ale jakie są prawdziwe Indie? To tak jakby próbować znaleźć wspólny mianownik dla wszystkich państw europejskich - przecież Indie to ogromy kraj, każdy stan jest prawie jak odrębne państwo, a 23 języki urzędowe, 415 języków używanych z 5 grup językowych (!!!) sprawiają, że niektórzy Indusi, czasami nie znając angielskiego lub hindi nie są w stanie porozumieć się z własnymi rodakami. Dlatego termin "prawdziwe Indie" czasami działa na mnie jak płachta na byka ;) Goa z definicji jest inne - przecież dopiero w 1961 roku zostało wcielone do Indii, wcześniej pozostając pod wpływem Portugalczyków.  Po Portugalczykach zostały białe kościoły i wiara chrześcijańska. No i wołowina w menu restauracji :)



Tym, którym znudzi się leżenie na plaży (a nam nudzi się bardzo szybko), okolica oferuje wiele atrakcji. Można udać się na poszukiwanie śladów po Portugalczykach do Old Goa i Panaji, można zwiedzić jedną z plantacji przypraw lub po prostu powłóczyć się po wioskach wśród pól ryżowych. No i są oczywiście krokodyle, no i słonie - co zawsze rodzi okazję do "elephant ride/bath/shower/etc.".



Goa polecam, jako przerwę na leniuchowanie w podróży po Indiach (chociaż Kerala ładniejsza - my niestety dotarliśmy tylko do Cochin).  Ale uczciwie ostrzegam - to  nie są rajskie plaże z białym piaskiem i lazurową wodą, obok Was będą się "opalać" krowy, a sprzedawcy wszystkiego będą i wszędzie i zawsze... Ale to są Indie :)


No comments: