Monday, April 20, 2009

Pieniądze...


"(...) Panie Kapuczycky, czy pan wie, co to znaczy pieniądz w kraju biednym? Pieniądz w kraju biednym i w kraju bogatym są to dwie różne rzeczy! Pieniądz w kraju bogatym jest papierem wartościowym, za który na rynku kupuje pan towary. Jest pan po prostu nabywcą, nawet milioner jest tylko nabywcą. Może on nabywać więcej, ale pozostaje on jednym z nabywających i tylko nim. A w kraju biednym? W takim kraju pieniądz to wspaniały, gęsty, odurzający, osypany wiecznym kwiatem żywopłot, którym odgradza się pan od wszystkiego. Przez ten żywopłot pan nie widzi pełzającej biedy, nie czuje smrodu nędzy, nie słyszy głosów dochodzących z ludzkiego dna. Ale jednocześnie pan wie, że to wszystko istnieje, i odczuwa pan dumę z powodu swojego żywopłotu. Pan ma pieniądze, to znaczy, pan ma skrzydła. Pan jest rajskim ptakiem, który budzi podziw. Czy może pan sobie wyobrazić, żeby w Holandii zebrał się tłum ludzi oglądać bogatego Holendra? Albo w Szwecji, albo w Australii? A u nas - tak. U nas, jeśli pojawi się książe, ludzie pobiegną go zobaczyć. Pobiegną zobaczyć milionera i potem będą długo chodzić i mówić - widziałem milionera. Pieniądz przekształci panu własny kraj w ziemię egzotyczną. Wszystko zacznie pana dziwić - to, jak ludzie żyją, to, o co się martwią, i pan będzie mówić: nie, to niemożliwe. Pan zacznie coraz czściej powtarzać: nie, to niemożliwe. Bo pan będzie już należał do innej cywilizacji, a pan przecież zna prawo kultury - że dwie cywilizacje nie potrafią się dobrze poznać i zrozumieć. Pan zacznie głuchnąć i ślepnąć. Pan będzie dobrze czuł się w swojej, otoczonej żywopłotem cywilizacji, ale sygnały drugiej cywilizacji będą dla pana tak niepojęte, jakby wysyłali je mieszkańcy planety Wenus. Jeżeli będzie pan miał ochotę, pan będzie mógł stać się odkrywcą w swoim własnym kraju. Pan może stać się Kolumbem, Magellanem, Livingstone'em. Ale ja wątpię, żeby pan miał na to ochotę. Takie wyprawy są niebezpieczne, a pan przecież nie jest szaleńcem. Pan jest już człowiekiem swojej cywilizacji, pan będzie jej bronić i o nią walczyć. Pan będzie podlewać swój żywopłot. (...)"
[Cesarz, Ryszard Kapuściński]


Słowa te przeczytałam w Indiach. To było jak uderzenie. Pierwszy raz książka tak dokładnie nazwała otaczającą mnie rzeczywistość, jednocześnie tak trafnie ją objaśniając. Widziałam te dwie cywilizacje i ten żywopłot, i to jak starannie jest pielęgnowany. Pamiętam jak dziwiło mnie to, że osoby z wysokich, bogatych kręgów indyjskich zachowują się tak, jakby to morze slumsów za oknem 5* hoteli nie istniało. Jak szokował "niewidzący" wzrok przesuwający się po służbie. Pamiętam, jakie wywołaliśmy zdziwienie mówiąc "dobry wieczór" do szofera... Pamiętam, jak inni goście osłupiali przysłuchowali się naszym pogaduszkom z boy'ami hotelowymi. Teraz już wiem, tak musiało być...

I pamiętam, jak jechaliśmy klimatyzownym samochodem z przyciemnianymi szybami na proszoną kolację do jednego z hoteli Taj. I jak ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że te obrazy bombajskiej ulicy przesuwające się za oknem wyglądają jak film, jak film z innego świata... Szybko otworzyłam okno.

No comments: