W Rumunii znależliśmy się dość dla nas niespodziewanie. Muszę przyznać, że Bukareszt w którym przyszło nam mieszkać, nie zachwycił nas. Miasto powoli leczy rany po wizjonerskiej działalności architektonicznej Ceauşescu, lecz moim zdaniem niezby wiele pozostało po nigdysiejszym "Paryżu Wschodu". Nam raczej przywodził na myśl Delhi, zwłaszcza swoją pozostającą w artystycznym nieładzie siecią elektryczną...
Prowincja rumuńska kryje jednak wiele niespodzianek. Wyjazd poza miasto w stronę Karpat przypomina wyprawę w XIX wiek, a oczy cieszą rozległe łąki, niezliczone krzyże i kapliczki oraz dziko pasące się konie. Wyprzedzając bryczki i omijając świnie, kaczki, osły oraz konie wybiegające na drogę, czuliśmy beztroską swobodę i z niecierpliwością czekaliśmy na to, co kryje się za kolejnym zakrętem. Zapraszam na rumuńskie bezdroża :)
Zdarzają się i takie niepodzianki :)
No comments:
Post a Comment