tag:blogger.com,1999:blog-4162143528358820782024-02-19T12:18:39.555+01:00masala bazaaranczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.comBlogger38125tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-92004603074705558992013-05-02T18:34:00.000+02:002013-05-02T18:52:19.088+02:00Pachnący port<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">Nocny targ na Temple Street. Krewetki z chili i czosnkiem, małże, młoda kapusta pak choi, smażony makaron oraz bakłażan z czosnkiem... <br />
<br />
Okazało się, że nasza M. nie może obejść się bez kotka naganiąjacego szczęście łapką i że jada krewetki tylko raz dziennie...<br />
<br />
Razem ze wszystkimi tutaj ulegamy panice przed nową odmiana ptasiej grypy...<br />
<br />
Wspinamy się razem z miastem w górę, by za chwilę schodzić w dół. Kluczymy w labiryncie kładek i schodów pomiędzy kolejnymi poziomami metropolii. Złorzecząc ciągniemy za sobą wózek...<br />
<br />
Zwiedzamy Hongkong. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgP6IT4loL0NKVQouHIBzRm_jNEeq4Dssk5ZUklH7jOIbXElfA_lNCl0TbCXAOZvCx8sBjtqRSiW3GSFzJs9QdeoK2RuEmLisWasgnAtsdDHxSszq2yWkRwSGIFjVjPxNpwiV5HapryjSEQ/s640/blogger-image-1851586441.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgP6IT4loL0NKVQouHIBzRm_jNEeq4Dssk5ZUklH7jOIbXElfA_lNCl0TbCXAOZvCx8sBjtqRSiW3GSFzJs9QdeoK2RuEmLisWasgnAtsdDHxSszq2yWkRwSGIFjVjPxNpwiV5HapryjSEQ/s640/blogger-image-1851586441.jpg" /></a></div></div>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com0Eaton, Hong Kong Eaton Smart - Hong Kong Cum Astor Plaza), 380 Nathan Road22.307676 114.171805tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-29262703395471539872013-03-25T08:30:00.000+01:002013-03-25T08:30:04.921+01:00A na śniadanie - gofry<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Ostatnio wzrosło u nas zapotrzebowanie na słodkie śniadania. Nowy członek rodziny bywa nieugięty. Szczególnie gofry cieszą się dużym powodzeniem. U Liski znalazłam przepis na <a href="http://whiteplate.blogspot.com/2010/04/gofry-belgijskie.html" target="_blank">gofry belgijskie</a> - ciasto można zrobić wieczorem, a rano bez pośpiechu delektować się śniadaniem.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiyiXiLZ15ZQkK__2lBALc41r9I7vcYoNLy_zojIWc-1SunbEKhUfh7ep9-14fU6TzTqKvW35eXFJTNega4PlERmo1bHr1v_29iDsdaRCGS0IQkhFUvignCPcCIQKhn4Sg2TpdV_v5FLELK/s1600/IMG_9908.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiyiXiLZ15ZQkK__2lBALc41r9I7vcYoNLy_zojIWc-1SunbEKhUfh7ep9-14fU6TzTqKvW35eXFJTNega4PlERmo1bHr1v_29iDsdaRCGS0IQkhFUvignCPcCIQKhn4Sg2TpdV_v5FLELK/s640/IMG_9908.JPG" width="426" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<b>Gofry belgijskie</b><br />
<br />
1 1/2 kubka (340 g) mleka<br />85 g masła<br />2 do 3 łyżek (60 g) syropu klonowego<br />
1/4 łyżeczki soli <br />1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii<br />
1/2 łyżeczki cynamonu <br />
2 duże jajka<br />2 kubki (240 gram) mąki pszennej<br />1 1/2 łyżeczki suszonych drożdży instant<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Mleko mocno podgrzałam. Przelałam do dużej miski, dodałam masło i mieszałam do momentu rozpuszczenia, następnie dodałam przyprawy (syrop, cynamon, wanilię i sól). Gdy całość lekko przestygła, dodałam jajka, mąkę i drożdże. Wymieszałam rózgą (całość bardzo ładnie się połączyła, ale Liska pisze, że ciasto może mieć grudki, także jakby co - bez paniki). Miskę przykryłam folią i pozostawiłam na godzinę do podwojenia objętości. Po tym czasie wstawiłam ciasto na noc do lodówki (ale można piec od razu). Gofry piekłam na złocisto-brązowy kolor, ok. 5 minut (czas będzie zależał od gofrownicy i ilości ciasta; moja gofrownica nie wymagała natłuszczenia). Gofry wyszły superchrupiące.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do gofrów podałam bitą śmietanę, macerowane pomarańcze, maliny, podprażone migdały w słupkach i qater (przepis na ten syrop podawałam <a href="http://masalabazaar.blogspot.com/2009/11/orzechowe-paczuszki-czyli-wariacja-na.html" target="_blank">tutaj</a>).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Macerowane pomarańcze</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
2-3 pomarańcze</div>
<div style="text-align: justify;">
2 łyżeczki cukru pudru</div>
<div style="text-align: justify;">
1 łyżeczka wody różanej</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pomarańcze wyfiletowałam, dodałam cukier, wodę różanę i wstawiłam na noc do lodówki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-49821847343709963762013-03-21T20:51:00.000+01:002013-03-21T20:51:05.705+01:00Wiosna...<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2xU1no-b3RAnxjBcohxybTtk-lhIvYk2Cju6OjEQByHgqtDVrR5k8HoTUN5DTI08YP5m4d_ngExVzjvz22stJhECPoGlxMYEzKfz0j-DwZEuX3VuNWKcSY1sMdchgBSfFO1vQvr7rFBMJ/s1600/motyl+2.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2xU1no-b3RAnxjBcohxybTtk-lhIvYk2Cju6OjEQByHgqtDVrR5k8HoTUN5DTI08YP5m4d_ngExVzjvz22stJhECPoGlxMYEzKfz0j-DwZEuX3VuNWKcSY1sMdchgBSfFO1vQvr7rFBMJ/s640/motyl+2.JPG" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
Wylądował na tarasie dwa tygodnie temu, gdy termometr wskazywał 18 stopni w słońcu. Martwię się o niego. Motyle chyba nie oglądają prognozy pogody...</div>
anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-69699289634156944942013-03-20T22:17:00.000+01:002013-03-22T15:31:50.026+01:00Ostatnie zimowe ciasto<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Zima ma swoje uroki - śnieg, święta, kominek, grzane wino... Ale ile można! Ulepiłam już swój przydział bałwanów na ten rok. Dokarmiłam dziesiątki ptaków. Dzielnie walczyłam z łopatą odśnieżając podjazd. Dość! To już ostatnie zimowe ciasto. Czekam na truskawki.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Ciasto znalezione w pierwszym numerze KUKBUK'a. Upieczone raz, powracało wielokrotnie na nasz stół. Łatwe, szybkie i wszystkim smakuje.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaYeEn15qy2MSoPWKWmL5Mx7lb1VL4jJvOvie_yuMItYqcCgKC-Phf3-YY-7B7lyieIapfrquO-WHIg3p71HoCIQuz9onlG8eqp2g8S-TVEWr5mbL08UFqT8J_vfRttYj6zEuttXil9tju/s1600/cisto+2.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaYeEn15qy2MSoPWKWmL5Mx7lb1VL4jJvOvie_yuMItYqcCgKC-Phf3-YY-7B7lyieIapfrquO-WHIg3p71HoCIQuz9onlG8eqp2g8S-TVEWr5mbL08UFqT8J_vfRttYj6zEuttXil9tju/s640/cisto+2.JPG" width="448" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><span style="font-family: inherit;"> Lembas, chlebek elficki</span></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: xx-small;"><i>za KUKBUK</i></span></span></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><span style="font-family: inherit;"><span style="font-size: xx-small;"><i> </i></span> </span></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Składniki:<br />2 jajka<br />2/3 szklanki brązowego cukru<br />100 g roztopionego masła<br />3 łyżki waniliowego serka homogenizowanego<br />1 szklanka mąki </i>(u mnie pół na pół zwykłej i razowej)<br /><i>1 łyżeczka proszku do pieczenia<br />1/4 łyżeczki sody<br />1/3 szklanki wiórków kokosowych<br />2 łyżki kandyzowanej skórki pomarańczowej<br />100 g czekolady gorzkiej<br />garść moreli<br />garść orzechów włoskich<br />100 g orzechów laskowych<br />garść płatków migdałowych<br /><br />Jajka ucieramy z cukrem na gładką i puszystą masę. Nie przerywając miksowania, dodajemy roztopione masło, a następnie serek homogenizowany. Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia i sodą. Składniki sypkie dodajemy do masy jajecznej w dwóch turach i łączymy za pomocą miksera. Na sam koniec do ciasta dodajemy bakalie: wiórki kokosowe, skórkę pomarańczową, posiekaną czekoladę, morele i orzechy włoskie. Łączymy z ciastem za pomocą łyżki. Ciasto przekładamy do formy keksowej, wyrównujemy łyżką, a wierzch posypujemy orzechami laskowymi i płatkami migdałowymi. Pieczemy w 180 stopniach przez około 40-50 minut. Ciasto jest gotowe, kiedy wykałaczka zanurzona w cieście po wyjęciu jest sucha.</i> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Zazwyczaj przykrywam ciasto folią na ostatnie 10-15 minut pieczenia, aby orzechy nie przypiekły się za bardzo. Tak jak sugeruje KUKBUK, do ciasta pasuje nalewka, taka na przyklad domowa ratafia Mamy...</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">A teraz, a kysz zimo!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxslIZlycFB1iMHWljYo3s9DTlBwLfU-FSeb-e7f9bRn3-b7dPjlIdFh3CZZf9kdfCmFRwj9bWdCW2GGnT4wEUMmLY6i05umwZS1JjpLyCTMVCfdJYBasVG-ip726laQDwbvA6RT04DTo2/s1600/balwan+2.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjxslIZlycFB1iMHWljYo3s9DTlBwLfU-FSeb-e7f9bRn3-b7dPjlIdFh3CZZf9kdfCmFRwj9bWdCW2GGnT4wEUMmLY6i05umwZS1JjpLyCTMVCfdJYBasVG-ip726laQDwbvA6RT04DTo2/s320/balwan+2.JPG" width="213" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
</div>
anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-65131570862069743482010-02-10T10:30:00.004+01:002010-02-10T12:56:02.252+01:00A najbardziej żałuję...<p><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCqgoj_kqm2MDRpLPsDs-or_ZTcQwy6XYSRg0wbVtu9NJEkY-ln3uGlSWpWUvd38snCnLUkFYMmzKfvGWoztAQ4SgrFiFTZZafxQuq7q_W1Bbc1K9hMRqUpOdorlbnRSl4YW6e-zpPUyGm/s1600-h/IMG_5623.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCqgoj_kqm2MDRpLPsDs-or_ZTcQwy6XYSRg0wbVtu9NJEkY-ln3uGlSWpWUvd38snCnLUkFYMmzKfvGWoztAQ4SgrFiFTZZafxQuq7q_W1Bbc1K9hMRqUpOdorlbnRSl4YW6e-zpPUyGm/s400/IMG_5623.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5436551801047321218" /></a></p><p align="justify">Odkąd zobaczyłam, jak Anthony Bourdain w "Bez rezerwacji" konsumuje z błogim uśmiechem na twarzy clam chowder, tak właśnie wyobrażałam sobie nasz posiłek w trakcie jazdy Hwy 1 wzdłuż kalifornijskiego wybrzeża. Niestety, rzeczywistość, a właściwie godziny otwarcia restauracji w małych amerykańskich miasteczkach, zweryfikowały moje wyobrażenia... Ponieważ do Morro Bay przyjechaliśmy po 20-tej a musieliśmy wyjechać bardzo wcześnie rano, miejsce w którym miałam się napchać rybami i owocami morza tylko sobie pooglądałam. Odjeżdżać było bardzo ciężko zważywszy na to, że kucharz już od 7 rano zaczynał gotować wyjmując z podręcznego zbiornika świeże kraby, a przed budynkiem powoli bulgotał ogromny gar z chowderem... Chociaż menu sobie sfotografowałam...</p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 248px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivJuWBLVRFetHzBwL5yMFrN7AlpuCl66stjlW7TTGeYvQ0lrLI3fe1vWLqlqUoWSNKvWGghOSTufWguFtF-yTnNdm_pDhQGwnM_2UbLQAlSlceGwvMGQM-mffZfZRl7Jx26RYE-8lLYCqd/s400/menu.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5436551818632714674" /></p><p align="justify">Czaru jadłodajni dodawały uchatki kalifornijskie wylegujące się na nabrzeżu tuż pod tarasem na którym stały drewniane stoły. Zgodnie orzekliśmy, iż to zapewne oczekująca na łatwy łup grupa żebracza wystawiona przez resztę bandy (wieczorem uchatek było znacznie więcej).</p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtdfF-x3_04EsM5XbFEuSWr32RYjp97x0pYc7_4ZdnIADYHXsqLTIbG03yZ3g_TOBd3VZSjQb8HdRKNJdPmWtwdrmgxiNzL88utw3ON-bs4gjVsDjxTEFryd8Tg08k0_UyUP0rppsy7ATp/s400/IMG_5637.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5436551817163851298" /></p><p align="justify">Może następnym razem...</p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGbkaFs-IMYIyeqmB7sxDXHLLrh_SeR4lXf8FdC10MDRRnz5XaOg_eoOmNg6NRN0OBHPc4taT6ixw7ROuXpAEvSgLDXfAxobJnU2J0MC4vkwbh7mmc0BlsKsoVFOS8G3ct3uh-R4Ds8d8d/s400/IMG_5626.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5436551811037349922" /></p>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-27016598450846956942010-02-02T15:30:00.003+01:002010-02-02T15:34:55.350+01:00Południowoindyjska zupa z ryżem i owocami morza<br><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9n-xsM6zPTxjPgImUH2LmPpKtZAz8Qqzg0pp-GmdxEJROJz5D-Ogr7dtoWKR5A5GApMIccILOzITzwHZ97bArr2OiwEsUsobuMgvf2BZSb0ysrpDjKHF9BEu4wUCJ7eHxDQBBb-LAk8ZK/s1600-h/IMG_6783'.jpg"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9n-xsM6zPTxjPgImUH2LmPpKtZAz8Qqzg0pp-GmdxEJROJz5D-Ogr7dtoWKR5A5GApMIccILOzITzwHZ97bArr2OiwEsUsobuMgvf2BZSb0ysrpDjKHF9BEu4wUCJ7eHxDQBBb-LAk8ZK/s400/IMG_6783'.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5433651040282586754" border="0" /></a><br /><div style="text-align: justify;">Znowu zupa i znowu z przepisu Jamiego Olivera - tym razem jednak z książki "Moje obiady". Ostatnio w ramach akcji prozdrowotnego odżywiania staram się zwiększyć ilość spożywanych przez nas zup i ryb, a to zupa z rybą, więc w sam raz. Na dodatek po indyjsku, co samo w sobie było wystarczającym argumentem do jej przyrządzenia. Jamie sugeruje wykorzystanie białej ryby lub krewetek, a w wersji bardziej ekskluzywnej - krabów. Podobno przepis pochodzi z londyńskiej sieci restauracji południowoindyjskich Rasa.<br /></div><div style="text-align: justify;"><div style="text-align: justify;"><br /><span style="font-weight: bold;">Południowoindyjska zupa z ryżem i owocami morza</span><br /><span style="font-style: italic;">na 4 porcje</span><br /><br />5 łyżek oleju roślinnego<br />3 łyżki brązaowych ziaren gorczycy<br />garść świeżo oberwanych liści curry (kari patta)<br />2 łyżeczki ziaren kuminu<br />1 łyżeczka garam masala<br />1,5 łyżeczki chili w proszku<br />2 łyżeczki kurkumy<br />3 czerwone papryczki chili z usuniętymi gniazdami nasiennymi , drobno pokrojone<br />2 kawałki imbiru wielkości dużego kciuka, obrane i starte<br />2 garście ryżu basmati<br />6 ząbków czosnku, posiekanych<br />2 cebule drobno posiekane<br />570 ml wody<br />600 g ryby, filety pocięte na 5-8 cm kawałki (u mnie mintaj)<br />2 puszki mleczka kokosowego (2X400 ml)<br />sól morska i świeżo zmielony czarny pieprz<br />sok z 2 limonek<br />garść posiekanej świeżej kolendry<br />dowolnie: 3 łyżki świeżo startego kokosa do posypania (ja nie miałam)<br /><br />W dużym garnku rozgrzałam olej, wrzuciłam gorczycę, liście curry, kumin, garam masalę, chili i kurkumę i smażyłam przez kilka minut (trzeba uważać, żeby nie przypalić gorczycy i kuminu). Dorzuciłam świeże chili, imbir, czosnek i cebulę. Dusiłam na małym ogniu około 10 minut, aż cebula i czosnek zmiękły. Dodałam ryż i wodę. Doprowadziłam do wrzenia i gotowałam na małym ogniu przez 15 minut. Dodałam rybę i mleczko kokosowe oraz szczyptę soli. Gotowałam pod przykryciem na małym ogniu przez następne 10 minut, po czym porządnie zamieszałam, aby porozdzielać kawałki ryby. Doprawiłam solą, pieprzem i sokiem z limonki oraz dodałam połowę kolendry. Podałam posypaną kolendrą. Pycha!<br /></div><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSGbmQUkQi1KQ3J8T7_kDTIs1fkMtMYKFoEVgNetcuaxfBFpToyjD6ARUW5x2_5gaKWy2WQOmQv-UJjui7bviQxl9tfPiuEUW16oIgrVh_sYfx4DK80gJSMUR8W9zqWGCqPo8mbrL17hQi/s1600-h/IMG_6820''.jpg"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 271px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSGbmQUkQi1KQ3J8T7_kDTIs1fkMtMYKFoEVgNetcuaxfBFpToyjD6ARUW5x2_5gaKWy2WQOmQv-UJjui7bviQxl9tfPiuEUW16oIgrVh_sYfx4DK80gJSMUR8W9zqWGCqPo8mbrL17hQi/s400/IMG_6820''.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5433652280636072498" border="0" /></a><br /></div>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-42455581927141442902010-01-20T12:53:00.008+01:002010-01-20T17:31:16.958+01:00Zupa Astoria Jamiego O.<br><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi82p6PCgvSlOiKGfrJgKIMlzWek13nHna7FFvep6ksyyTc2CuLYrZoF6yoY3FKpFgIcLEhwcIMp4hI-o2vuOP8qK_NSzLvi79ZXDsLPBovl-SVwA2yHpz2PV0ZDttga_1kekwM-TeDgp3K/s1600-h/IMG_6751"><img style="TEXT-ALIGN: center; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 267px; DISPLAY: block; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5428798429515861618" border="0" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi82p6PCgvSlOiKGfrJgKIMlzWek13nHna7FFvep6ksyyTc2CuLYrZoF6yoY3FKpFgIcLEhwcIMp4hI-o2vuOP8qK_NSzLvi79ZXDsLPBovl-SVwA2yHpz2PV0ZDttga_1kekwM-TeDgp3K/s400/IMG_6751" /></a><br /><br /><div align="justify"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGweY5Uz_UiiS6tyIWOp5NcJe7WujiksLo2YvLqoM_8bHDVVlJaowB9fesInAwebTFDMwfzC2dRoNnEPCE_u5QGT8cUTIbtEluUJUr2yg0IMxACsyIBcOMtKW9u_AFSbQgZT14dGi19Hcv/s1600-h/jamies-america-large.jpg"><img style="MARGIN: 0px 0px 10px 10px; WIDTH: 170px; FLOAT: right; HEIGHT: 200px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5428790498432345586" border="0" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGweY5Uz_UiiS6tyIWOp5NcJe7WujiksLo2YvLqoM_8bHDVVlJaowB9fesInAwebTFDMwfzC2dRoNnEPCE_u5QGT8cUTIbtEluUJUr2yg0IMxACsyIBcOMtKW9u_AFSbQgZT14dGi19Hcv/s200/jamies-america-large.jpg" /></a>Na serię "Jamie's America" czekałam z niecierpliwością. Akurat wróciliśmy ze Stanów, więc temat był dla nas na czasie. Miłym zaskoczeniem była emisja tej serii w Kuchnia.tv zaledwie chyba w dwa miesiące po brytyjskiej premierze. A wyobrażacie sobie moją radość kiedy pod choinką znalazłam książkę "Jamie's America" z AUTOGRAFEM (!!!) Jamiego. Trzymam ją sobie w rękach przez kilka minut każdego dnia - może spłynie na mnie przez nią trochę kulinarnego oświecenia ;)<br /><br />Na pierwszy rzut poszła egipska zupa z nowojorskiej dzielnicy Astoria. Zachęciło mnie wykorzystanie w przepisie zataru. To arabska mieszanka przeważnie tymianku, oregano, majeranku, soli i prażonych ziaren sezamu. Niektóre mieszanki zawierają też sumak, kumin lub ziarna kolendry. Generalnie każda gospodyni domowa na Bliskim Wschodzie ma swój pilnie strzeżony przepis na zatar przekazywany z pokolenia na pokolenie. My odkryliśmy tę przyprawę rok temu i od tamtej pory, gdy na stole pojawiają się arabskie chlebki zaraz obok ląduje miseczka z zatarem wymieszanym z oliwą do ich maczania. Zatarem z oliwą można posmarować chlebki przed pieczeniem, można nim posypać hummus, obtoczyć w nim labneh (serek otrzymywany z odsączonego jogurtu) - możliwości jest wiele. Przyprawa ta ma podobno zbawienny wpływ na umysł i ciało (wiadomość z pewnego źródła mocno związanego z kulturą arabską), warto się więc jej bliżej przyjrzeć i zaprzyjaźnić.<br /><br /><strong>Zupa Astoria Jamiego O.<br /></strong><em>porcja na 6 osób<br /></em><br />75g kaszki bulgur (u mnie pelnoziarnisty kuskus)<br />1 czerwona cebula, drobno posiekana<br />1 czerwona papryka, drobno posiekana<br />1 żółta papryka, drobno posiekana<br />1 zielona papryka, drobno posiekana<br />4 ząbki czosnku, drobno posiekane<br />oliwa<br />sól morska i świeżo zmielony czarny pieprz<br />2 łyżki sumaka<br />2 łyżki zataru<br />1 łyżeczka mielonego kuminu<br />1 łyżeczka wędzonej papryki<br />12 pomidorków koktailowych, przekrojonych na pół<br />puszka krojonych pomidorów (400g)<br />1.3 litra bulionu z kaczki, kury lub warzywnego<br />6 pszennych tortilli<br />garść porwanych listków mięty<br />ćwiartki limonki<br /><br />Ugotowałam kuskus (tzn. zalałam go wrzątkiem). Do garnka z rozgrzaną oliwą wrzuciała cebulę, paprykę, czosnek, szczyptę soli oraz pieprz i podsmażałam na dużym ogniu przez 3 minuty. Następnie dodałam pozostałe przyprawy i podsmażałam jeszcze ok. 1 minuty. Dodałam bulion (u mnie drobiowy), kuskus i wszystkie pomidory. Powoli doprowadziłam do wrzenia i gotowałam na małym ogniu przez 10 minut. W tym czasie tortille posmarowałam oliwą, posypałam sumakiem oraz zatarem i wrzuciałam na kilka minut do piekarnika, aż brzegi się zrumieniły. Zupę po rozlaniu do miseczek posypałam zatarem, sumakiem i listkami mięty, no i oczywiście kolendry. Podałam z tortillami i cząstkami limonki do wyciśnięcia.</div><div align="justify"></div><div align="justify"></div><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhV3dzCeUQR1NlUBKFjbzHCAxY9c8n1ZiZBhJVpAyzGn-xmtZK7J42lPchfk7AkhIBnsUGqGjcMVsV5-suDqulzNqUf4UqMINtfGY3eFhZ28jrjxFX5LvAnCEUbeppK2-cPa6mfbdh4lYeo/s1600-h/IMG_6726.JPG"><img style="TEXT-ALIGN: center; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 267px; DISPLAY: block; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5428795146165269282" border="0" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhV3dzCeUQR1NlUBKFjbzHCAxY9c8n1ZiZBhJVpAyzGn-xmtZK7J42lPchfk7AkhIBnsUGqGjcMVsV5-suDqulzNqUf4UqMINtfGY3eFhZ28jrjxFX5LvAnCEUbeppK2-cPa6mfbdh4lYeo/s400/IMG_6726.JPG" /></a>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-2713322150550289422009-12-18T09:20:00.001+01:002009-12-18T09:20:00.232+01:00Odtwarzanie smaków<div align="justify"><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyUcpEvNbunfBRSirsqS-VbbL3sLbBxnnYS4EOfgZCvUa-xScoMRGVMyYYC4RLNctfAj0jFE4zsVD7yql6jS3ZDXMF0Mw8VHLIduVcugXvr4Xr6Hrt4klkLEjgwvk8J_tGmOTtuN8Bjn2h/s1600-h/IMG_6001''.jpg"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyUcpEvNbunfBRSirsqS-VbbL3sLbBxnnYS4EOfgZCvUa-xScoMRGVMyYYC4RLNctfAj0jFE4zsVD7yql6jS3ZDXMF0Mw8VHLIduVcugXvr4Xr6Hrt4klkLEjgwvk8J_tGmOTtuN8Bjn2h/s400/IMG_6001''.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5416264902729654562" /></a><br />Staram się odtworzyć smaki naszej podróży. Takie jak smak śniadania w pewnej niezwykłej restauracji "Hell's Backbone Grill" w Boulder w Utah. Smak jabłkowo-cynamonowy.<br /><br /><strong>Masło cynamonowe</strong><br /><br />miękkie masło<br />miód<br />cynamon<br /><br />Wymieszałam masło z miodem i cynamonem- użyłam elektrycznej trzepaczki, aby też lekko masło ubić. Znalazłam nawet przepis w sieci, ale przyznam się szczerze, że robiłam 'na oko', co chwilę próbując (ilość miodu w podanym przepisie wydawała mi się zdecydowanie za duża). Przyjemnie roztapia się na gorącym toście, najlepiej pełnoziarnistym...<br /><br /><strong>Apple butter, czyli mazidło jabłkowe</strong><br /><em>wg <a href="http://simplyrecipes.com/recipes/apple_butter/">Simple Recipies</a></em><br /><br />1,8 kg jabłek dobrych do gotowania<br />250 ml (1 cup) octu z cydru jabłkowego<br />500 ml (2 cups) wody<br />cukier (około kilograma - 4 cups)<br />sól<br />2 łyżeczki cynamonu<br />1/2 łyżeczki mielonych goździków<br />1/2 łyżeczki ziela angielskiego<br />starta skórka i sok z jednej cytryny<br /><br />Robiłam z połowy porcji. Nie miałam odpowiedniego octu, a że do sklepu nie chciało mi się iść, użyłam octu z białego wina (nie wiem, jaki to miało wpływ na smak, bo nie miałam próbki porównawczej). Jabłka pokroiłam w dużą kostkę, bez obierania i wybierania gniazd nasiennych. Wrzuciłam do garnka, dodałam wodę i ocet, zagotowałam. Gotowałam na małym ogniu, aż jabłka zmiękły (ok. 20 minut). Następnie przetarłam jabłka przez sito do miski, no i zaczęło się słodzenie. Przepis mówi o pół szklanki cukru na każdą szklankę przetartych jabłek. Wydawało mi się to zdecydowanie za dużo. Okazało się jednak, że mikstura jest baaardzo kwaśna. Nie wiem, czy to kwestia zamiany octu, czy jego ilości. Obstawiałabym jednak ilość i zmniejszyłabym ją powiedzmy o połowę. Nie po to przecież robi się samemu przetwory, żeby potem wrzucać w nie hurtowe ilości cukru... Koniec, końców - cukru dodałam sporo, jednak zdecydowanie mniej niż sugerował przepis (myślę, że nie bez znaczenia jest to, że autorka mieszka w Stanach, a ich umiłowanie do słodkiego jest moim zdaniem zbyt duże). Całość mieszałam, aż cukier się rozpuścił. Następnie dodałam szczyptę soli i resztę przypraw. Smażyłam na małym ogniu, aż całość zrobiła się gęsta i gładka. Wystudziłam i przełożyłam do słoików. Mnie mazidło smakowało na toście, moja Mama stwierdziła, że to świetny dodatek do mięsa i wsunęła cały słoik do pieczonego kurczaka... Jak, kto woli :)<br /><br /><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKN1tlMangYgXcV7jx1R_RuL406Zv9vMX5epndADEjFYTAhzVHasX0gfTHSUqC-vjlbFsoKOXnwHtcYCCmuunb2C2OxYwMISQFGKs3lgCRTpH5nCfChufi3-Qi0CBCYaRvmCF0TW84iUf-/s400/IMG_5989''.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5416264505200232978" /><br /></div>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-9584566502166613342009-12-14T09:12:00.014+01:002009-12-18T13:13:51.091+01:00Los Angeles na talerzu<div align="justify"><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiO4J2XCOCt7isXDqVjF0j5hA4KeOQeXq8RLThHanqpRao5ZVR7y8U8omtbXGLMuiG_E0-4yf2QbVbZiX6796QuQuPe8xp8ZCJTkaf4hHSFwjyznuxjgRvRsit_lFuwuRxuNcFnOkHvFrul/s1600-h/burrito.jpg"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiO4J2XCOCt7isXDqVjF0j5hA4KeOQeXq8RLThHanqpRao5ZVR7y8U8omtbXGLMuiG_E0-4yf2QbVbZiX6796QuQuPe8xp8ZCJTkaf4hHSFwjyznuxjgRvRsit_lFuwuRxuNcFnOkHvFrul/s400/burrito.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5416547774929139618" /></a><br />Podróży do Stanów lekko się obawiałam. W mojej głowie przewijały się następujące obrazy: ja z hamburgerem, z hot-dogiem, z litrową colą w ręku, z frytkami, shakami, a wszystko to polane sztucznym serem z tubki. I w końcu ja (my) po powrocie - kilka kilogramów do przodu, z podwyższonym poziomem cholesterolu... Teraz wstydzę się, że byłam więźniem stereotypów. Kuchnia amerykańska, tak jak i naród, jest wybuchową mieszanką etniczną. Z radością odkryliśmy, że w Kalifornii i sąsiednich stanach, rządzą wpływy meksykańskie, zaś Los Angeles to prawdziwa mekka dla smakoszy - można tutaj odbyć podróż po kuchniach świata odwiedzając Chinatown, Little Tokyo, Koreatown, czy Little India, zjeść bajgla w dzielnicy żydowskiej, czy spróbować perskich słodyczy. Choć nasz pobyt w L.A. był krótki, zdołaliśmy odwiedzić kilka kultowych miejsc.<br /><br></div><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3VpYqVgdFS3TveTf5i8_SL1h20UmQY6cyCqx3jWvlcTfbPhusafa-1uaxMkWpbuuhIQ7EnIAfJe24s23zgSCBheH1UTzuy0x_GQcOikyra03CrEUEH4ydRExKPYUZQvJZkEQi4UcLtTXN/s400/IMG_4518.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5415004835207094850" /></div><div align="justify"><br />Karnie ustawiliśmy się w kolejce do <a href="http://www.pinkshollywood.com/">Pink's</a> - chyba najsłynniejszej w Stanach, a na pewno w Kalifornii, budki z hot-dogami. To tutaj gwiazdy Holllywood, wpadają na słynne Chili Dogi, a swoje kanapki mają Martha Stewart, czy Rosie O'Donnell. Budka stoi na rogu Melrose i La Brea od 1939 roku (przez cały ten czas w rękach rodziny Pink) i niezmiennie cieszy się wielką popularnością wśród wielbicieli hot-dogów. Po 45 minutach (!) odstanych w kolejce, mogliśmy usiąść przy jednym z plastikowych stolików ze swoją zdobyczą: 10" Stretch Chili Dogiem, Guadalajara Dogiem, New York Dogiem, Nacho Cheese Chili Dogiem i górą podwójnie smażonych frytek (tutaj muszę zaznaczyć, że nasza taca na dwie osoby prezentowała się skromnie w porównaniu z tacami innych osób - średnia to chyba 5 hot-dogów na osobę). Hot-dogi były bardzo smaczne, ale naszym odkryciem stało się chili i od tej pory prawie przy każdym posiłku obowiązkowa stała się parująca miseczka tego specjału.</div><br /><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiHIDji3wwtj0mvhatg2r9ePMqnVvEIcRftK25UY9Npep9TsSKEhEso4wWiFZUW_-9K4adnj1nYMF3u_D7GqqnokrQoBjMjVaKXM85BFrv-y9lCF2Gmf7pHv9MlDQHzlloTczYtYy01I9W/s400/olvera.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5415005854075091154" /></div><div align="justify"><br />Następnego dnia udaliśmy się na poszukiwanie smaków Meksyku do El Pueblo de Los Angles na <a href="http://www.olvera-street.com/">Olvera Street</a>. Jest to miejsce narodzin Los Angeles - tutaj w 1781 roku 44 meksykańskich osadników założyło wioskę. Teraz Olvera Street to żyjący skansen z kolorowymi kramami, na których można zakupić pamiątki w postaci sombrero, meksykańskiego ponczo, itp. Ale jest też mnóstwo budek z meksykańskim jedzeniem, gdzie nikt nie mówi po angielsku, co zawsze działa na nas zachęcająco :) To królestwo burrito, enchilad, tostadas i tamales, a do picia horchata (napój ryżowy - tutaj pokonała nas ilość dodanego cukru) lub aqua de jamaica (zimna herbata z kwiatów hibiskusa - bardzo orzeźwiająca).</div><br /><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXDjjgJ4_IRTMw10G2Lgn5rW7anSYbDHNzLLrteUbKd80Qj12UzNJpF5i5ZHHGfnxZslwwgkj4khaX9ZnfXzBE29PAv_0etaxTFs7pNWpp2X5eXhU1qjZdqZgRSE44Gm2_VclOSgsc7ubi/s400/market.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5415006493327818914" /></div><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDFuibvYoAlciPEuau2SCKVSC2p-UaRKMC7MxK1oTXRFHhbIHwt2bC6D7V5IPjIrGvFtRHfKOHIGV6mZAA8mfQj6zR3OU0638KiPd9W0NCDe25RfDuy-5HeqEo5HcWaMI3L4rt0CUbOC1i/s400/IMG_4580.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5415006489848199010" /><br />Po pysznym posiłku przy muzyce mariachi na żywo, udaliśmy się w stronę Downtown, gdzie namierzyłam kolejny kulinarny punkt naszej podróży - Grand Central Market. Działający od 1917 roku targ oferuje oszałamiający wybór warzyw, owoców, mięs i specjalności kuchni meksykańskiej, gwatemalskiej i salwadorskiej. Jest też oczywiście kilkanaście barów oferujących specjalności kuchni latynoskiej. Nas jak magnes przyciągało stoisko Maria's Fresh Seafood i danie, które było na mojej liście "do spróbowania" od kilku już lat - ceviche. Wiedziałam, iż może być dobre, ale nie przypuszczałam, że aż tak... Mięso białej ryby "ugotowane" w soku z limonki, chili i mnóstwo kolendry, a do tego chrupiące tostadas - już wiem, że będę polowała na ceviche podczas następnych podróży. Zadowoleni, z pełnymi brzuchami, pomaszerowaliśmy w stronę Little Tokyo, aby pooglądać bary sushi (już się nie mieściło...) i sklepy wypełnione gadżetami z Hello Kitty. Potem jeszcze tylko oglądanie dziwaków oraz lody na Venice Beach i ruszyliśmy dalej w drogę w poszukiwaniu nowych smakowych wrażeń.<br /></div><br /><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIrHYTnh27fUeVSiBHKcMUfSD7NYbC47iu0qeqgJxfFAhREJyN8gMS4vU55h_6z5CTzPRbdDLoqJP1P8nwGMwlF2C8WbUuTFwTM5j__seyrXVC84E1zCyH0DIgb8nGilbBElyk1b-tsSXE/s400/marias+1.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5415007037093419314" /><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMhpTH1gIG-40BT4w4XBKjsDOCNWzFMIsqcwZ7OvZVhFfw1I3PScYoE0au-JGJaOINqmgv6f980BteJI2h8y47Us-20vRqnablS6LkHIhkDbQpB5Ln2ad_Y9T0p297L4B9XrNF6ojpV4Tf/s400/IMG_4584.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5415007029559924258" /></div>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-83909999514150530572009-12-02T12:06:00.006+01:002009-12-02T13:04:56.263+01:00Sernikobrownie z wiśniami<br><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiR11umut0S89D4ohLR1PGgRInAzdBSJwPvxnMqO6OOZn_3InMQTxQuGyMED2fez1bVrLymNmyu7gap6w8n_axXxSLQTYwvAboBsFr89vQu87Ogt_IuQhftLQ1goDT9H_sqQAy7hmOMOXJD/s1600-h/IMG_6382.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiR11umut0S89D4ohLR1PGgRInAzdBSJwPvxnMqO6OOZn_3InMQTxQuGyMED2fez1bVrLymNmyu7gap6w8n_axXxSLQTYwvAboBsFr89vQu87Ogt_IuQhftLQ1goDT9H_sqQAy7hmOMOXJD/s400/IMG_6382.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5410606570376912930" /></a><br />Ciasto to było na liście 'do zrobienia' od roku. Aż w końcu upiekłam - baaardzo dobre. Przepis pochodzi z blogu <a href="http://whiteplate.blogspot.com/2008/03/mj-ostatni-deser.html">White Plate</a> - cytuję za Liską:<p align="justify"><em><strong>Sernikobrownie z wiśniami </strong></em><em><span style="font-size:78%;">z blogu White Plate</span></em><em><br /><br />200 g gorzkiej czekolady (używam 70% Lindt)<br />200 g masła <br />400 g cukru pudru (można dać mniej) <br />5 jajek <br />100 g mąki <br />500 g sera kremowego (mój ulubiony: mielony ser w pudełku marki President) <br />cukier waniliowy lub 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii <br />200 g drylowanych wiśni lub malin (mogą być mrożone) <br /><br />Piekarnik nastawić na temp. 170 st C. <br />Blaszkę 20x30 cm wysmarowac masłem i wyłożyć papierem. <br />Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej, ostudzić. <br />Masło i 250 g cukru pudru zmiksować na gładką masę. Następnie dodać 3 jajka - wbijając po jednym i dobrze miksując przed dodaniem kolejnego. <br />Wlać roztopioną czekoladę, dalej miksować. Następnie dodać mąkę. <br />3/4 mikstury wlać do blaszki. <br /><br />W drugiej misce utrzeć ser, resztę cukru, jajka i cukier waniliowy. Masa powina mieć gładką konsystencję. <br />Wylać masę serową na masę czekoladową. <br />Na wierzch wyłożyć resztę masy czekoladowej i ułożyć owoce. <br />Piec 45-60 minut. (Przepis zaleca 40-45 min, ale ja piekę 1 h). Studziłam w ciepłym, ale otwartym piekarniku.</em></p><p align="justify">Dodam, że ja piekłam 55 minut. Smacznego!</p><p align="justify"><br /><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglFNKl89B9WR2r7wqPzAKj6mk0dijTmEo-me0b3B-uRVPcqpak1cDTcv2lEaEnfD4Y2gDaFVXLrml3_plK13rVfwSbsmk8uv22UbaGstA0dBpaNlD1WWtWHsqpeJ5sDQrUCJjzy4m-z-H2/s400/IMG_6314.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5410605247041946098" /><br /></p>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-41162555489075048522009-11-26T08:42:00.055+01:002009-11-28T10:46:29.301+01:00Mumbai<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVVVRcgzlZ0gzicGf_1NJBNoVHg5H1hTkTBPX4kYPbgszeJN3_iSRhAURHC_7SWuSWDxkWwUGQeINHZQ7xli86P4nRUrnUlRLm-u6Nw5MLAKFRgil6aBh-32bZV7_d63OsaXSB5otxMD3U/s1600/P1060863.JPG"><img style="TEXT-ALIGN: center; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 300px; DISPLAY: block; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5408332867893982546" border="0" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVVVRcgzlZ0gzicGf_1NJBNoVHg5H1hTkTBPX4kYPbgszeJN3_iSRhAURHC_7SWuSWDxkWwUGQeINHZQ7xli86P4nRUrnUlRLm-u6Nw5MLAKFRgil6aBh-32bZV7_d63OsaXSB5otxMD3U/s400/P1060863.JPG" /></a><br /><div><div align="justify">Mam tam swoją ulubioną knajpkę na rogu - Lalit. Tam jedliśmy indyjskie śniadania, najlepszą w okolicy masala dosę lub pav bhaji. I piekarnię, gdy na śniadanie mieliśmy ochotę zjeść zwykły chleb z masłem. Znam po imieniu wszystkich taksówkarzy, którzy stali na naszej ulicy - od miesięcy nie mają już szans na oszukiwanie nas na kursie. Gdy szłam po wodę do tego samego sklepiku co zwykle, pozdrawiał mnie zaprzyjaźniony żebrak. </div><div align="justify"></div><div align="justify"></div><div align="justify"></div><div align="justify"></div><div align="justify"><br /><div><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiav1OQsVxvWLRPaA9CAfoJ_0mPjJ59IPc0cEfSI0KiWL2vhwV1nx3_nVsCO4rDAEAQ2XZfQdmG0hNxi67Nqz_qbupwygXVaK1iexyf5RcPVZUCPbFYig-r_HuQ8H-6kkeLZxf82z9-W499/s1600/P1060305.JPG"><img style="TEXT-ALIGN: center; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 400px; DISPLAY: block; HEIGHT: 161px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5408332857970122162" border="0" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiav1OQsVxvWLRPaA9CAfoJ_0mPjJ59IPc0cEfSI0KiWL2vhwV1nx3_nVsCO4rDAEAQ2XZfQdmG0hNxi67Nqz_qbupwygXVaK1iexyf5RcPVZUCPbFYig-r_HuQ8H-6kkeLZxf82z9-W499/s400/P1060305.JPG" /></a></div><br />Dokładnie rok temu, 26 listopada, z przerażeniem obserwowaliśmy realcję w tv. Palący się hotel Taj Mahal - symbol i duma miasta. Pod hotelowymi oknami spacerowaliśmy wieczorami, próbując złapać odrobinę świeżego powietrza znad zatoki. Pokazano kawiarnię z rozbitymi od strzałów oknami, poprzewracanymi stolikami, zakrwawioną podłogą. To Leopold's Cafe - tu chodziliśmy na najlepsze mango lassi. Strzały w Victoria Terminus - przez pół roku mieszkaliśmy 300 metrów dalej... Miasto, w którym nigdy nawet przez chwilę się nie bałam, nie odczuwałam zagrożenia, zmieniało się na moich oczach. Zmieniało się w oczach "Zachodu"...</div><div><br /></div><div align="justify">Indie od lat borykają się z problemem terroryzmu. Muzułmanie, hinduiści, chrześcijanie, sikhowie, bojówki maoistyczne Naxalite - to mieszanka, która prędzej czy później zaiskrzy i wybuchnie. Do tego problemy terytorialne - Jammu i Kaszmir - stany, do których prawa roszczą sobie i Indie, i Pakistan. Od 1994 roku w Indiach w wyniku działania organizacji terrorystycznych zginęło około 60 000 ludzi. Zamach w Bombaju był jednak inny - urządzono polowanie na obywateli brytyjskich i amerykańskich. Zaatakowano w Colabie - dzielnicy turystycznej. Zmuszono stacje telewizyjne na zachodzie do przerwania transmisji, a nie tylko do puszczenia informacji o setkach zabitych małymi literami na pasku...</div><div><br /></div><div align="justify">Terroryści zmieniają nasz sposób postrzegania świata. Bronię się przed tym. A jednak zawiadamiam służby lotniska, że "tam pod krzesłem leży samotna torba"... Czasem podejrzliwie patrzę na ludzi... A ostatnio, gdy na korytarzu naszego bloku zobaczyłam leżącą butelkę z dziwnie wyglądającym gęstym płynem, podeszłam, aby sprawdzić, czy nie jest okręcona kablami...</div><div align="justify"></div><div align="justify"></div></div><br /><div><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8nZVqN2ODG3Tu7yl7j7sKIWhaWkvcDWa3ZHSDzyt5wVyrcOaT-ab9n33eGVBfT5gSwJC__g7QrcudpKX9QcnhQu1rbZ6fvj7JuGOSEzwB3Mu66C0k-3NQz2hSGhuxL18v1ICuc-inIT1F/s1600/P1060263.JPG"><img style="TEXT-ALIGN: center; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 400px; DISPLAY: block; HEIGHT: 300px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5408332852303742562" border="0" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8nZVqN2ODG3Tu7yl7j7sKIWhaWkvcDWa3ZHSDzyt5wVyrcOaT-ab9n33eGVBfT5gSwJC__g7QrcudpKX9QcnhQu1rbZ6fvj7JuGOSEzwB3Mu66C0k-3NQz2hSGhuxL18v1ICuc-inIT1F/s400/P1060263.JPG" /></a> </div>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-36287276042904546612009-11-11T19:07:00.004+01:002009-11-11T19:27:53.068+01:00Orzechowe paczuszki, czyli wariacja na temat baklawy<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgeXT9NeYcuSgelFcZEFe94TYsLp7b65rp4K3LPr4O-ErkVbuLXf0Ndz8lDUUJy07RSsJscTFbsnpdYYlTU92pJ6eCuEmKDzYFdfQvZ86hkIPHR6AC1dT8d-VAJNVsRHc5fXkOADgnAQ678/s1600-h/IMG_4110.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgeXT9NeYcuSgelFcZEFe94TYsLp7b65rp4K3LPr4O-ErkVbuLXf0Ndz8lDUUJy07RSsJscTFbsnpdYYlTU92pJ6eCuEmKDzYFdfQvZ86hkIPHR6AC1dT8d-VAJNVsRHc5fXkOADgnAQ678/s400/IMG_4110.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5402912428200723474" /></a><br /><div align="justify">Aromat wody różanej oraz kwiatu pomarańczy wracał do mnie słodkim wspomnieniem odkąd znajoma specjalistka od kuchni libańskiej zaprosiła nas na niedzielny obiad i uraczyła na deser arabskimi naleśnikami zwanymi katajef. Malutkie naleśniki zwinięte w rożki, nadziane asztą, udekorowane odrobiną konfitury pomarańczowej i polane aromatycznym syropem - mniam. Przewertowałam "Kuchnię Arabską" May Bsisu. Woda różana i z kwiatu pomarańczy, ciasto filo oraz duuużo orzechów - baklawa, to było to! Tylko kto a) wykona, b) zje i c) przeżyje zjedzenie całej blachy w dwie osoby? Postanowiłam poeksperymentować.<br /><br /><strong>Orzechowe paczuszki</strong></div><div align="justify"><em><span style="font-size:85%;">czyli wariacja na temat baklawy</span></em></div><br /><div align="justify"><span style="font-size:78%;"><em>ilość składników zależy od liczby osób i pożądanej ilości paczuszek</em></span><br /><br />kilka arkuszy ciasta filo<br />posiekane mieszane orzechy - włoskie, pecan, niesolone pistacje<br />kilka łyżek roztopionego masła<br />woda z kwiatu pomarańczy<br />cukier<br /><br />Ciasto pokroiłam na kwadraty o boku ok. 15 cm (nie trzeba być dokładnym, chodzi o to by po wyłożeniu ciastem foremki wystawało ono trochę ponad brzeg), każdy posmarowałam roztopionym masłem i poukładałam na sobie w rozetę (4-5 kwadratów na paczuszkę). Kokilki (można użyć blachy do muffinek) wyłożyłam tak przygotowanym ciastem. Wymieszałam orzechy z łyżką roztopionego masła, łyżeczką wody z kwiatu pomarańczy i łyżeczką cukru. Napełniłam nadzieniem kokilki. Piekłam w temperaturze 180 stopni, aż ciasto ładnie zbrązowiało.<br /><br />Paczuszki jedliśmy na ciepło. Do każdej dołożyłam łyżkę jogurtu greckiego i polałam syropem qater.<br /><br /><strong>Qater</strong></div><div align="justify"><em><span style="font-size:85%;">aromatyczny arabski syrop</span></em></div><div align="justify"><em><span style="font-size:85%;"><strong>przepis podaję za "Kuchnią arabską" May S. Bsisu </strong></span></em><br /><br />"przepis na 2,5 szklanki<br /><br />3 szklanki cukru<br />1/4 łyżeczki świeżego soku z cytryny<br />1 łyżeczka wody różanej<br />1 łyżeczka wody pomarańczowej<br /><br />Wlej do garnka 1,5 szklanki wody, wsyp 3 szklanki cukru i zagotuj na dużym ogniu, mieszając, aż cukier się rozpuści. Gotuj 3 minuty. Zmniejsz ogień do średniego, dolej sok z cytryny, zamieszaj i gotuj 10 minut. Zdejmij rondel z ognia, dolej wodę różaną i wodę pomarańczową, zamieszaj. Odstaw, żeby syrop wystygł.<br /><br />Jeśli chodzi o stosowanie syropu, obowiązuje jedna ogólna reguła: jeśli do deseru na gorąco, podajemy zimny qater i odwrotnie - do zimnego deseru, qater powinien być gorący."<br /><br />Od siebie dodam, że trzeba uważać z czasem gotowania - jedną porcję skarmelizowałam :) Ja dodałam trochę więcej wody różanej i pomarańczowej.<br /></div><div align="justify"><br /></div><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj30PWwdbZwKxNahBFIZItFQ8EMQgjXzm6yu2k9FCbKVncdwJmhwPI_bAff6J3P_6NhmQRNCvKAVr_va5ewPQYARauWN4pNiX50h6-FQg35PYiVVFHEU80Bb3FpVu0AY8f_OfYk27cFlYBm/s400/baklawa.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5402912435463070578" /></div><br /><a target="_blank" href="http://table-table.blogspot.com/2009/10/orzechowy-tydzien-zaproszenie-do-zabawy.html"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 160px; height: 240px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjB1-wmGiAbECFUFqDlwr3nFwYR_SS6T83SW8Fv5D4Yec4jMjCeQFtYFYk6kv8GRtGcAKmE3nLDbmDZe9HX8otse9Ja3VZqwNa2tnVebCxf19NJExX754f7LroM-iuMsKTyc7Q0VI17T6o/" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5398349066952187810" /></a>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-34302017224263040292009-11-10T12:05:00.013+01:002009-11-11T08:30:59.767+01:00Kurczak satay z sałatką z zielonego mango<br><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbEMY4bqtazNfr8uKdovQ4dBdyTMxuB_fnPJxhk3j1emt9rnDHkFNWs8DhHFEzWER6HE6s52evnoUJMaIevBttXLnZ5rmDy0O02w_cMpe91gly7nBZpC67vcbTk-n1Cd7B358EwlWx8i0A/s1600-h/IMG_6070.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbEMY4bqtazNfr8uKdovQ4dBdyTMxuB_fnPJxhk3j1emt9rnDHkFNWs8DhHFEzWER6HE6s52evnoUJMaIevBttXLnZ5rmDy0O02w_cMpe91gly7nBZpC67vcbTk-n1Cd7B358EwlWx8i0A/s400/IMG_6070.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5402518953151309650" /></a><br /><div align="justify">Jedno z naszych ulubionych dań. Przyrządzone specjalnie na Orzechowy Tydzień. Może nie od razu kojarzy się wszystkim z orzechami, zwłaszcza że jesienne wieczory i bliskość Świąt wiodą nasze myśli ku orzechom włoskim i laskowym zatopionym w pysznych ciastach, a jednak - moim zdaniem - to danie na wskroś orzechowe. Są tutaj orzeszki ziemne w klasycznej postaci, przerobione na masło również, a i mleczko kokosowe też jest przecież pochodną orzecha... Myślę, że zaliczone ;)</div><br /><div align="justify"><strong>Kurczak satay</strong></div><br /><div align="justify">piersi z kurczaka (u mnie na dwie osoby była jedna podwójna)<br /><br /><em>składniki marynaty:</em><br />1 łyżka sosu sojowego<br />1 łyżka miodu<br />1 łyżeczka kurkumy<br />1-2 łyżeczki kuminu<br />1-2 łyżeczki mielonej kolendry<br />ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę<br />1-2 cm startego imbiru<br />sok z jednej limonki<br />łyżka oleju roślinnego<br /><br /><em>składniki sosu:</em><br />5 łyżek masła z orzeszków ziemnych z kawałkami orzechów (crunchy) lub gładkie plus garść posiekanych niesolonych fistaszków<br />1-1,5 łyżeczki czerwonej pasty curry<br />120 - 150 ml mleczka kokosowego<br />2 łyżeczki brązowego cukru <br />sok z połowy limonki<br />łyżka sosu sojowego<br />łyżka sosu rybnego<br />garść posiekanej natki kolendry<br /><br />Pocięłam pierś kurczaka w długie, cienkie paski. Wymieszałam składniki marynaty. Kurczak marynował się dwie godziny (można zostawić go na noc).<br /></div><div align="justify">Wszystkie składniki sosu (oprócz kolendry) umieściłam w rondlu i powoli podgrzewałam, aż wszystko się połączyło i zaczęło bulgotać. My lubimy sos nie aż tak gęsty, więc dolałam jeszcze pół szklanki wody.</div><div align="justify">Kawałki kurczaka nadziałam na patyczki do szaszłyków i upiekłam na elektrycznym grillu. Oczywiście można je wrzucić pod grilla w piekarniku lub na patelnię grillową (wtedy najlepiej namoczyć wcześniej patyczki, żeby się nie zapaliły). Szaszłyki serwujemy z sosem posypanym kolendrą.</div><br /><div align="justify">W tzw. międzyczasie przygotowałam sałatkę z zielonego mango. Bazowałam na przepisie na tajską sałatkę z papai.</div><br /><div align="justify"><strong>Sałatka z zielonego mango</strong></div><br /><div align="justify">zielone mango pokrojone w zapałkę <br />1-2 czerwone chili<br />ząbek czosnku<br />garść groszku cukrowego<br />kilka pomidorków koktailowych<br />garść niesolonych orzeszków ziemnych<br />2 łyżki sosu rybnego</div><div align="justify">sok z jednej limonki<br />łyżka cukru</div><br /><div align="justify">W moździerzu roztarłam chili z czosnkiem, dodałam sos rybny, sok z limonki oraz cukier, wymieszałam, aby uzyskać sos. Dodałam resztę składników i wymieszałam, jednocześnie lekko całość ugniatając. Posypałam kolendrą. Sałatka świetnie komponuje się z szaszłykami.</div><br /><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVp5kJuqyuYXBjqBNCnOGkbxskRJQ8yeHqmpwbbCtvFRr28bwrJqHpeSH8zYbJVXrDCOoyHxGE9_Z96Eeko5NWb5Slc2Mp3t05WuF5MjziacU35n9goziA_R87QJkBMgy2W50hZfqlFaTp/s400/satay+1.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5402518957670522754" /></div><br /><a target="_blank" href="http://table-table.blogspot.com/2009/10/orzechowy-tydzien-zaproszenie-do-zabawy.html"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 160px; height: 240px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjB1-wmGiAbECFUFqDlwr3nFwYR_SS6T83SW8Fv5D4Yec4jMjCeQFtYFYk6kv8GRtGcAKmE3nLDbmDZe9HX8otse9Ja3VZqwNa2tnVebCxf19NJExX754f7LroM-iuMsKTyc7Q0VI17T6o/" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5398349066952187810" /></a>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-69618845167332723862009-11-09T15:19:00.013+01:002009-11-09T23:03:07.254+01:00Bresaola z rukolą<p><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihBmE6l13BWdZ9Z18dL_IG6opgZ26xi5ZfzUm5wkAaHzS2DFrYGU51goams0Nc9t_4PDNvj7ymg02V02PL8q9fT7uGyVz1UFxDb5RkuOEaBROg5dC8XRkevJNoY3kSMGQNFsQnqqZhSH2-/s1600-h/IMG_6078.JPG"><img style="TEXT-ALIGN: center; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 267px; DISPLAY: block; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5402112842902561970" border="0" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihBmE6l13BWdZ9Z18dL_IG6opgZ26xi5ZfzUm5wkAaHzS2DFrYGU51goams0Nc9t_4PDNvj7ymg02V02PL8q9fT7uGyVz1UFxDb5RkuOEaBROg5dC8XRkevJNoY3kSMGQNFsQnqqZhSH2-/s400/IMG_6078.JPG" /></a></p><p>Dzisiejszy lunch. Szybki. Smaczny. Włoski.</p><div align="justify"><span style="FONT-WEIGHT: bold">Bresaola z rukolą</span><br /><br />kilka plastrów bresaoli<br />garść lub dwie rukoli<br />dobrej jakości oliwa z pierwszego tłoczenia <br />parmezan lub grana padano<br />sól, czarny pieprz<br />cytryna<br /><br />W misce wymieszałam rukolę z łyżką oliwy, odrobiną soli i pieprzu. Wyłożyłam na talerz. Na rukoli ułożyłam plastry bresaoli, lekko polałam oliwą, posypałam świeżo startym serem, doprawiałam pieprzem. Tuż przed jedzeniem skropiłam sokiem z cytryny. Smacznego!</div><p></p><div align="justify"><img style="TEXT-ALIGN: center; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 267px; DISPLAY: block; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5402112282901536338" border="0" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtFQOe-9Z1aHc-vmOgWaSslhxHKxzui01gdwtv7t8u1xQr0W7T_nvILnFCqYxjiPifP5u2ur9dTC-brwtXohuvBjErkqYrhplR8TRpB32zOvJBRpBHhpfq1qj22MzJx3yNHWG2ARdOWkrF/s400/IMG_6090.JPG" /></div>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-70177431646628117192009-11-04T11:52:00.009+01:002009-11-04T12:25:54.684+01:00Under the big blue sky</p><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjlbbJwmoT6hhU05aczSuN6-r07_1exexLP3NdlVdDNuDv3ZFLKyyWT0ItySvS-WWnHgqv48wswPkQLFfmrl0M81Y8wuDzBI9wt9H1Q5_GTKHhteSYmE5FGfR7Nuhyphenhyphenx3_9igwnc-0NMWWIe/s400/IMG_5334.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5400201192262902802" /></div><div align="justify">5000 kilometrów, 5 stanów, 9 dni... Niewyobrażalna przestrzeń, oszałamiająca przyroda. Samochód, który stał się naszym małym domem. Miasta i miasteczka migające za jego oknami. Codziennie inny motel, ale jakże znany z obrazów z tv. Przełamywanie i potwierdzanie stereotypów. Stany...</div></p></p><div align="justify"></div><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5tm9zt6W6-mXQQytUSrXQbEeZRUqMAxZdPjEhw-jY8-9fFHpsvLHwBqSgiWOQod0lnISkQGWppbBFfU-Lc7yrcbxAnZTVgeJjOMsCkbkgulEMPAmEYNirR8mXtXB60Vwxe-ko01IdOazl/s400/IMG_5369.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5400207765483327634" /></div><div align="justify"><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNOja-B7YPQoJTkiiI9YkDU4INqCMDAe1gHalt3wniB9NGUtYc3OsuhRjHzMS-iVZaxzltuvMBtfYyrd7oc3pugEJcHmNEcB-MnUO9LwLLqed-JloDLmOLa5gOgT1L8_gapiY0H1_adQEj/s1600-h/IMG_4823.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNOja-B7YPQoJTkiiI9YkDU4INqCMDAe1gHalt3wniB9NGUtYc3OsuhRjHzMS-iVZaxzltuvMBtfYyrd7oc3pugEJcHmNEcB-MnUO9LwLLqed-JloDLmOLa5gOgT1L8_gapiY0H1_adQEj/s400/IMG_4823.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5400203786980054082" /></a><br /></div><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjO350DRcqNFvC37v20efAOFh0RisuNtHKHxrYnLTKlcNe9NpIQRRldpEnvg25m75Y10MHsZeOHrgtpOUwWMjSc7MnQk9qq-7K-cmYpvEEKGihwERBVhyphenhyphenjGjboHhjP_Asj-vb9HwoUl9Pzy/s400/IMG_4672.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5400201202147279922" /></div>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-81021810448018650212009-11-03T15:56:00.010+01:002009-11-04T09:04:24.982+01:00Łosoś teriyaki z makaronem udon<p></p><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8GmOyo8RWo9CYk7ueJxy5Qh5zkijlsI_mTkqkBPh9e7Tc5xcKZS1JgaeQC10zKzOODIWRagsFdrTo3iBqMvA336p4TNWrxs2M7incNBR6H988sbSEh0ZVqAiY6mpwqMucPaAlwfbMGg-k/s1600-h/IMG_5656.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8GmOyo8RWo9CYk7ueJxy5Qh5zkijlsI_mTkqkBPh9e7Tc5xcKZS1JgaeQC10zKzOODIWRagsFdrTo3iBqMvA336p4TNWrxs2M7incNBR6H988sbSEh0ZVqAiY6mpwqMucPaAlwfbMGg-k/s400/IMG_5656.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5399891945784082626" /></a><br /><br /><div align="justify"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifoaA7gQjdSmotStn7QWjol4A72xipizUqJ1kbNvGqpzNDS-YpSefYPxqH3QA1nsG3mxWRoMisEzA-8IVleI02mhuYtCf1M3F-5FDo7YL4VvhiAnjAyefJqRoNnOJt3rwwWAqBPELs9o9b/s1600-h/książka.jpg"><img style="float:right; margin:0 0 10px 10px;cursor:pointer; cursor:hand;width: 164px; height: 200px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifoaA7gQjdSmotStn7QWjol4A72xipizUqJ1kbNvGqpzNDS-YpSefYPxqH3QA1nsG3mxWRoMisEzA-8IVleI02mhuYtCf1M3F-5FDo7YL4VvhiAnjAyefJqRoNnOJt3rwwWAqBPELs9o9b/s200/książka.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5399891625469132850" /></a>Szyld restauracji Wagamama na lotnisku Heathrow przyciągał nas jak magnes. Tak, zdecydowanie, nasze kubki smakowe potrzebowały odmiany - czegoś ostrego, azjatyckiego. Podczas rozpływania się w zachywtach nad ginger chicken udon, doznałam olśnienia - przecież mamy książkę "Ways with noodles" Hugo Arnolda - zatem nic nie stoi na przeszkodzie, aby odtworzyć smaki Wagamamy w domu. Przyznam się szczerze, że do tej pory książka ta leżała sobie trochę zapomniana - w przepisach przerażała mnie ilość składników, których nie miałam i które wydawały mi się nie do zdobycia. Gdy wróciłam do niej teraz, okazało się, że większość składników dawno już mam, a inne bez trudu dostałam w japońskim sklepie :) Wypróbowałam już kilka przepisów z tej książki i jestem zachwycona - dania są pyszne, swieże, lekkie i naszym zdaniem dobrze wyważone smakowo (chociaż czasami lekko je podkręcam zwiększając ilości przypraw). Dodam, że największym moim odkryciem dzięki tej książce stał się mirin. <br /><br /><strong>Łosoś teriyaki z makaronem udon</strong></div><div align="justify"><em>dla 2 osób </em><br /><br />2 filety z łososia<br />3 łyżki sosu sojowego<br />3 łyżki mirinu<br />150 g makaronu udon<br />1 czerwone chilli, drobno posiekane<br />2 dymki, posiekane<br />garść liści młodego szpinaku (ja nie miałam)<br />garść posiekanej kolendry<br />1 łyżka oleju roślinnego<br />2 łyżeczki uprażonych ziaren sezamu<br />1 limonka<br />słodki sos chilli (u mnie z butelki)<br /><p></p></div><div align="justify"></div><div align="justify"></div><div align="justify"><em>na dressing </em><br />2 łyżeczki oleju sezamowego <br />2 łyżeczki ciemnego sosu sojowego<br />sok z jednej limonki<br /><br />W płaskiej misce wymieszałam mirin z sosem sojowym, dodałam łososia i dokładnie pokryłam go marynatą. Łosoś marynował się przez noc w lodówce. Jeżeli nie ma aż tyle czasu, wystarczą 2 godziny.<br /><br />Ugotowałam udon według przepisu na opakowaniu (mój był świeży, więc wystarczyły mu 2-3 minuty) i odsączyłam. W dużej misce wymieszałam składniki dressingu, dodałam makaron i dokładnie wymieszałam. Następnie dodałam chilli, dymkę, kolendrę, wymieszałam i wyłożyłam makaron na dwa talerze.<br /><br />Na patelni rozgrzałam olej. Wyjęłam łososia z marynaty i doprawiałam solą oraz pieprzem. Smażyłam przez około 6 minut, zaczynając od strony ze skórką i przewracająć co 2 minuty, aż skórka stała się chrupiąca. Wyłożyłam łososia na makaron i posypałam ziarnami sezamu, obok spoczęła ćwiartka limonki a w miseczce obok słodki sos chilli (do maczania lub polewania :) ). Pycha!<br /><br /></div><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6n1KzKfaL-zh-puzVE3r03dbI_8E_Ibx8AZqrNEjZPo-C1KHBFM_RH5HOXVnzG72ox6T8DMU_EQstzScFxw861vDbQHF5MaBKwyaKHGYAdr5Gr5YG3K-JDsFY0jLmISBwgu6lCklpITt9/s400/IMG_5647.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5399891939119729746" /></div>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-21744300481353553772009-10-26T14:47:00.024+01:002009-11-02T09:47:44.804+01:00Placek dyniowy, czyli pumpkin pie<p></p><div align="justify"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2iaCXWjC8je-RDreJNmZcXaci6jZ7FwPAP9VkQVYb06oPP3e9MvXfYUA2nLHxqrFGsMdKD9FissBwVMQi-EYyCVg5_dHVfrN31VbNvUeq1fx9ZmWNsismIGeGG65x3HxkeDCwRHTRY4EH/s1600-h/IMG_5830.JPG"><img style="TEXT-ALIGN: center; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 267px; DISPLAY: block; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5396937793403483970" border="0" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2iaCXWjC8je-RDreJNmZcXaci6jZ7FwPAP9VkQVYb06oPP3e9MvXfYUA2nLHxqrFGsMdKD9FissBwVMQi-EYyCVg5_dHVfrN31VbNvUeq1fx9ZmWNsismIGeGG65x3HxkeDCwRHTRY4EH/s400/IMG_5830.JPG" /></a><br />Nie było wyjścia - podczas ostatniej naszej podróży B. zapałał uczuciem do pumpkin pie i wymusił na mnie obietnicę, iż upiekę po powrocie. Zatem, w czasie ostatnich zakupów przed lotem powrotnym, w naszym koszyku wylądowała "pumpkin pie spice", a ja, już w domu, zakupiłam dynię i zaczęłam przeglądać sieć w poszukiwaniu odpowiedniego przepisu. W końcu zdecydowałam się na przepis znaleziony na blogu Joy of Baking - urzekł mnie szczegółowy opis i mnóstwo praktycznych uwag (warto poczytać przed przystąpieniem do dzieła).<br /><br /><br /><strong>Pumkin pie</strong><br /><br /><em>składniki na spód (Pate Brisee)</em><br /><br />175 gramów (1 1/4 cups) mąki<br />1/2 łyżeczki soli<br />1 łyżka cukru<br />113 gramów (1/2 cup) masła, schłodzonego i pokrojonego w kostkę<br />30-60 ml (1/8 do 1/4 cup) bardzo zimnej wody<br /><br />Ciasto wyrabiałam ręcznie. Do miski przesiałam mąkę, wsypałam sól, cukier i dokładnie wymieszałam. Dodałam masło i połączyłam składniki rozcierając je w rękach (nie można tego robić długo bo masło się rozpuści). Gdy całość zaczęła przypominać konsystencją kruszonkę, dolałam powoli wodę i jak tylko ciasto zaczęło się lekko łączyć (podobno poznaje się ten momant po tym, że ciasto uszczypnięte nie rozpada się), wyrzuciałam całość na blat i nadałam ciastu kształt grubego placka, a następnie owinęłam folią i wrzuciłam do lodówki na 30 minut.<br />Po 30 minutach wyjęłam ciasto i zaczęłam je rozwałkowywać na oprószonym mąką blacie, obracając placek, tak aby się nie przykleił. W tym momencie praktyka rozminęła się z teorią, ciasto zaczęło rwać się i pękać - za Chiny Ludowe nie wyglądało to tak jak powinno. Niezrażona niepowodzeniem, postanowiłam przypomnieć sobie czasy przedszkolne i po prostu wykleiłam ciastem foremkę (dno i boki) tak jak plasteliną (foremka do tarty o średnicy 24 cm), zalepiając dziury i ugniatając, co się da. Jak się później okazało ciasto wyszło ok, zarówno z foremki :), jak i w kształcie - może nie było wszędzie takiej samej grubości, ale cóż... Foremkę owinęłam w folię i znów wstawiłam do lodówki na czas przygotowywania nadzienia.</div><p></p><p></p><div align="justify"><img style="TEXT-ALIGN: center; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 267px; DISPLAY: block; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5396940373145720018" border="0" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi25JM5-jmqeUl2YkDimbPpQ5WXjni8eC8ffRK0Xyvvw6TCZpC1CKo1kV6gdq8PNmg90en4tsibIO7Q9I5AJV5pZCje8_s6uF3f-5Vfun2GpUEXjadkGl-uSvrYo9Wdp010W83dhdwR-sP1/s400/IMG_5873.JPG" /><br /><em>składniki na nadzienie</em><br /><br />3 duże jajka<br />420 gr (2 cups) puree z dyni<br />120 ml (1/2 cup) kremówki<br />3 łyżki jasnego cukru musovado (w oryginalnym przepisie jest 110 gram cukru - moim zdaniem to zdecydownie za dużo, najlepiej dosłodzić wg własnego uznania)<br />2-3 łyżeczki pumpkin pie spice (w oryginale 1 łyżeczka cynamonu, 1/2 łyżeczki mielonego imbiru, 1/8 łyżeczki mielonych goździków - tutaj też kierowałabym się własnymi upodobaniami i smakiem)<br />1/2 łyżeczki soli<br /><br />Udogodnienia w postaci dyniowego puree w puszkach u nas brak - musiałam zatem przygotować je w tradycyjny sposób. Przepołowiłam dynię i usunęłam z niej pestki oraz zwłóknienia, a następnie ułożyłam skórą do góry na blasze wyłożonej pergaminem. Dynię piekłam do miękkości przez ok. 5o minut w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni. Po ostudzeniu wydrążyłam miąższ i zmiksowałam blenderem (podobno trzeba gotowe puree odcedzić na gazie, ja jednak sobie to darowałam - podczas pieczenia z dyni wyciekło bardzo dużo wody, a samo puree wydawało się dość gęste). Odważyłam 420 gr na nadzienie, resztę poporcjowałam i zamroziłam (mam nadzieję, że puree przetrwa).<br /><br />W misce roztrzepałam lekko jajka, dodałam resztę składników nadzienia, dokładnie wymieszałam i doprawiałam cukrem oraz przyprawami. Wlałam do wcześniej przygotowanej formy. Placek piekłam przez 50 minut w temperaturze 190 stopni (ciasto ma się ładnie zrumienić, środek ma wyglądać nadal na lekko wilgotny - tak mówi teoria :) ). Studziłam na kratce. Placek podaje się w temeraturze pokojowej, jednak nam smakował lekko schłodzony. Stephanie z Joy of Baking poleca do placka własnoręcznie ubitą, z odrobiną syropu klonowego, śmietanę, ja już nie miałam siły - musiała wystarczyć nam śmietana z tuby.<br /><br />Można "upgradować" placek dodając środkową warstwę ze zmiksowanych ciasteczek korzennych i podpieczonych orzechów pecan (25 gr ciasteczek i 25 gr orzechów). Całą mieszaninę należy rozprowadzić w formie wyklejonej ciastem i dokładnie wgnieść w dno oraz boki, po czym całość schłodzić przed wlaniem nadzienia. Taką wersję też zrobiłam, dodająć jeszcze od siebie skórkę otartą z pomarańczy do nadzienia. Zdania były podzielone - ja wolałam wersję bardziej "luksusową", B. tradycyjną.</div><p></p><div align="justify"><p></p><img style="TEXT-ALIGN: center; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 267px; DISPLAY: block; HEIGHT: 400px; CURSOR: hand" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5396937449431935010" border="0" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhh4-IacmSZXJA6uP7l860IgxlEsDHr4pG_O411gz24WicfQApCF7vS_phhB27eNekbAgSYRxwgKv3HPOf7Qj1LQMudHv-i8JIPDiDefgBBrNo-W_PSuYbOJB0-kXAOQ1sJY_uDDUEF0AAO/s400/IMG_5822.JPG" /></div><div align="center"><br /><a href="http://www.beawkuchni.com/2009/10/festiwal-dyni-zaproszenie.html"><img src="http://www.beawkuchni.com/wp-content/festivaldynibanner09-150x215.jpg" /></a></div>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-39285684677079909412009-10-26T12:27:00.009+01:002009-11-02T09:46:30.646+01:00Zupa dyniowa z imbirem<p></p><div align="justify"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhvWfX7Uty3LJZmeuS5piaBZ1bOd3YLQcL_ikYgts9eRVoYws77bBSV6foST8Dv6xDDjKcwm4Fpkzr7WZZBrXMBsMsEIpl6zns7y0OQGZ8WzKv57F3GOhatJAH5q3hKogj8Y-O8PKLOQMkZ/s1600-h/IMG_5794'.jpg"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhvWfX7Uty3LJZmeuS5piaBZ1bOd3YLQcL_ikYgts9eRVoYws77bBSV6foST8Dv6xDDjKcwm4Fpkzr7WZZBrXMBsMsEIpl6zns7y0OQGZ8WzKv57F3GOhatJAH5q3hKogj8Y-O8PKLOQMkZ/s400/IMG_5794'.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5396881897557610850" /></a><br />Przepis wyszperany na Galerii Potraw. Dyni zupa zawdzięcza gładką konsystencję i niesamowity kolor, zaś azjatyckie dodatki dają jej lekki pazur. Bardzo nam smakowała.</div><p align="justify"><strong>Zupa dyniowa z imbirem</strong><p align="justify">500 g miąższu z dyni pokrojonego w kostkę<br />cebula<br />2 marchewki<br />800ml bulionu warzywnego<br />sok z jednej pomarańczy <br />łyżka masła<br />kawałek imbiru (ok. 3-4 cm)<br />150ml niesłodzonego mleczka kokosowego<br />2 łyżki oliwy<br />natka kolendry <br />papryczka chili (u mnie czerwona)<br />sól, czarny pieprz <br /><br />Na oliwie zeszkliłam cebulę. Dodałam dynię, starty imbir, startą na grubych oczkach marchewkę, masło i część soku z pomarańczy. Chwilę podsmażyłam. Następnie dodałam bulion i gotowałam do miękkości. Dolałam mleczko kokosowe, resztę soku z pomarańczy i całość zmiksowałam. Ponownie zagotowałam i przyprawiałam do smaku. Zupę posypałam kolendrą i posiekanym chili. <br /></p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcE3uKT8UpRU9nKT1aT2dob2IsKN0Fk2LYT0mI2A8kSvW62vbFxongIP22nLqv9EDGpjj7WG0CttGg2IB_lz1oQjmndhVOAzHKVGGxASSIrz-X9wFFHTTUyIqY26hthROmVqoaagfF3NTn/s400/IMG_5757+ja.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5396880422384880466" /></p><div align="center"><br /><a href="http://www.beawkuchni.com/2009/10/festiwal-dyni-zaproszenie.html"><img src="http://www.beawkuchni.com/wp-content/festivaldynibanner09-150x215.jpg" /></a></div>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-221423240572700712009-10-21T09:48:00.009+02:002009-10-21T10:29:18.108+02:00Złota jesień<p></p><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgN6QYv-ogMDscWjH7cte_jH_FvFXflSatkBTdcmgMy7REbK9LM3GS1gWtDPrmRTIvpn9PfI0QP187vZeUPmV7GiIC3tjvwDsGT2pxUy89bC0-QTJGywma4SRwYHchZAyNVD1Oi21jWokno/s1600-h/IMG_5712.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgN6QYv-ogMDscWjH7cte_jH_FvFXflSatkBTdcmgMy7REbK9LM3GS1gWtDPrmRTIvpn9PfI0QP187vZeUPmV7GiIC3tjvwDsGT2pxUy89bC0-QTJGywma4SRwYHchZAyNVD1Oi21jWokno/s400/IMG_5712.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5394961681434874402" /></a><br /><div align="justify">Polska, czeska, słowacka... Mam nadzieję, że jeszcze wróci. Tymczasem oglądam zdjęcia i nie mogę się nadziwić, że zaledwie kilkanaście dni temu słońce mocno świeciło i było 27 stopni...</div><div align="justify"><p></p></div><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCY_PGvOBXerKefo0OyNPKaraXNN3uTEfuzOirEBABU6mBinjVQcUIyxd4-Id3iwjBDH6zXzMN0LerKjU3fvRHeYMq7Fcn9lQMa4BvphbZjT1ci7UfEbRzM_eZaTbWTpP1RP2x8lOPOvZ4/s400/sobota+5.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5394962462870958434" /><br /><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivmoTISCTHKeaLHpxAxBMlViqcy6xQLLZVJtfPJEw2DKWNe0auLXLlx3cTyTdvcMyf6n4iFsrbT2MRwy0FKglfX5W0j61PoJw8_nfPNp9GwZ5Bhlx-RDMjrIQkE7hs8MlNFgyT5OzfgxA-/s400/sobota+2.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5394962468553226274" /><br />Złotą jesień udało mi się uchwycić podczas krótkiego wypadu na Słowację do Popradu. Najładniejszą częścią miasta (moim zdaniem) jest Spišská Sobota - dawniej osobne miasto, dziś dzielnica Popradu ustanowiona miejskim rezerwatem zabytków. Wokół wrzecionowatego rynku (ciekawostka, prawda? jak to odbiega od typowego wyobrażenia głownego placu miasta; zresztą rynek samego Popradu też nie grzeszy kątami prostymi) tłoczą się kolorowe średniowieczne kamieniczki. Pomimo, iż jest to podobno największa atrakcja turystyczna Popradu, niewielu tu turystów. Właściwie niewielu tu ludzi w ogóle. Można poddać się sennej atmosferze, przysiąść na jednej z ławek i wystawić twarz ku słońcu...</div><div align="justify"><p></p></div><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgooGILX3jFYkwXre6sg5J0fSLmKDBRaiR6fKkjFi5Cooy-vGH0DLvxfUVngnUmorhd6QYTPaCLUGVLWP489n3OcBEAKZUSw2XVbYzkexGUxqktZ_AYRbC-kT4C9mU418V9E0rGXiMr_J-6/s400/sobota+4.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5394962780724998658" /><br />Można też spróbować odkryć kilka tajemnic miasteczka - może furtkę do samego Tajemniczego Ogrodu? ;)</div><p></p><div align="justify"></div><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZjyuDiPAN-ssiyCfg4WN8X0gwESvSetDqInwXLMLq3eQAuKRFo9H0Q-oOXrk8afTROQdJ15siU8rBEDYP24-l9AEtnVnu4oWjfkR1vcLSlangxleIgu45Jx9hnnPLA7ZHpBU84E2ngGgK/s400/IMG_5752.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5394963388875319106" /></div><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd9J2VOiWDpQ_coF8B_QQaQ2yg8PU-EMCYE3TgTYJk0zP4TnM8_NgZKcOocJ7kjctpELNIMcw0bSUsw9XHtfXikPytBXLLaxQ1T6OQ_GTeui9KjJ-BjHkoL-fIoheMD4ldzcuSTlDPGI_Q/s1600-h/IMG_5728.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjd9J2VOiWDpQ_coF8B_QQaQ2yg8PU-EMCYE3TgTYJk0zP4TnM8_NgZKcOocJ7kjctpELNIMcw0bSUsw9XHtfXikPytBXLLaxQ1T6OQ_GTeui9KjJ-BjHkoL-fIoheMD4ldzcuSTlDPGI_Q/s400/IMG_5728.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5394963909996471474" /></a>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-50013209259222256732009-10-15T15:22:00.011+02:002009-10-16T11:27:52.191+02:00Murale</p><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyk-szONYQZSruQ_NLb08BFcw9hl7wy0vWdRxDE619NGB_FwjU9fnp4pFnXakgPmfBGthA4JXfhp2SWbed5abYOsZbwSSns0BY_oD49GMd4rZnyGX8z2YOPpZvUBNWBKLLVVKZ6nkb-iDd/s1600-h/IMG_1945.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyk-szONYQZSruQ_NLb08BFcw9hl7wy0vWdRxDE619NGB_FwjU9fnp4pFnXakgPmfBGthA4JXfhp2SWbed5abYOsZbwSSns0BY_oD49GMd4rZnyGX8z2YOPpZvUBNWBKLLVVKZ6nkb-iDd/s400/IMG_1945.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392820820689300210" /></a><br /><div align="justify">Ostatnie wspomnienie z Wenezueli. Były wszędzie, przykuwały wzrok - barwne i wibrujące życiem. Zapraszam na krótki fotoreportaż.</div><div align="justify"></p></div></p><div align="justify"></div><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWMwt7nJhoSi2vLkJziNjA7ht0b8W31W7suNznbSTHVJuhCIXun5dizs3tOw4MmOwtmnBoGWut6SXWmwbUNZllJ0xwpIrJs57AJZXly5x8CtL1dHmmt-JlvqoL1ZCHMxyfLetW3MdaM88a/s400/IMG_1950.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392819093924264322" /></div><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkbbzehvduOJNYoSzx01nz62__hxgy_Qh-J3Kgv11bRCTnSNtRxV_qGSp39QaWje7la1rIsj5Js_reYcQigvW2edwxL5mO4bZEqdfEAIhSrTDrLPGTHGc3m5wo7uNqpV_YaA0fwlW4emOD/s400/IMG_1940.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392818227836060818" /></div><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgURVCnRGOozrp2KY-EZvhr2X-jYkXF-4LrdC2jukT778gGYN1PagVXpPBWEXMptATGcWkVHaRrsOjM9s7VDWVjB46mATuSnrZCNLE2ju5abw3fyrAZQoDdfNzhQSrccxHKLbuvMhPAeadO/s400/IMG_1949.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392819086391271026" /><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipDcg6ZJYihHDuFreIenj7GmMQ2gUd0EX66wEor02zh_DBIJ_mzXkFa32wetK3ywJlpqEBWMgpvng6na1t_lGyjQRsmnBLxuYtWpvvhuswFeicIeHMhet3pUI4F-dWuwBftWujrrp607je/s400/IMG_2032.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392819102055295922" /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiY0e4KpBDpJ1m26AFVwuUtUL_-pa9XNIHp50KbJANwrYbqC4xw-VC-5CrOk8Ac0Ql89_78OWaKMI5Pkd-sFF8lveV-tjYBPVOaXB-G5S98V751idr3KfDmaQVccFYYnwliLtan3A2M7-Tv/s1600-h/IMG_1944.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiY0e4KpBDpJ1m26AFVwuUtUL_-pa9XNIHp50KbJANwrYbqC4xw-VC-5CrOk8Ac0Ql89_78OWaKMI5Pkd-sFF8lveV-tjYBPVOaXB-G5S98V751idr3KfDmaQVccFYYnwliLtan3A2M7-Tv/s400/IMG_1944.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392820827976186370" /></a>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-37198867227972219022009-10-15T12:54:00.017+02:002009-10-15T16:49:50.245+02:00Los Llanos<div align="justify"><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQwOHY7I0BfMLDVfG1IY-PlLrtIeTAfip7W4PRbz0w-TsFwE3m8X87KQBnLPbfsQUThc2EfjEzpEbF7j-lsammUjYL6wg6XT4gvPcV4z-KzN52ZScqduFA_GOgijt7uUldExDW_QjEpoPU/s1600-h/IMG_2373.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQwOHY7I0BfMLDVfG1IY-PlLrtIeTAfip7W4PRbz0w-TsFwE3m8X87KQBnLPbfsQUThc2EfjEzpEbF7j-lsammUjYL6wg6XT4gvPcV4z-KzN52ZScqduFA_GOgijt7uUldExDW_QjEpoPU/s400/IMG_2373.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392796165180363522" /></a><br />Szybko nadrabiam zaległości :)<br /><br />Plan był taki - 5 dni leżenia na karaibskich plażach i moczenia się w turkusowej wodzie. Na plaży spędziliśmy godzinę - dokładnie tyle czasu zajęło nam opróżnienie sześciopaku zimnego piwa i dojście po raz n-ty do wniosku, że plażowanie nie jest dla nas... Po chwili siedzieliśmy już w miejscowym biurze podróży, a wieczorem mknęliśmy taksówką w stronę dworca autobusowego. Po 24 godzinach podróży różnymi środkami transportu, byliśmy na miejscu.<br /></div><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj230N2IGf_AGsi03E8JsmnskfwRih97A1Xu9tgVnhPKmyPs1RnHGmBozkxUHRAoB1m_QURMogcnwmWAzzG8VpZUhX0vk2YLDj33ZhOZDkJCmqpLt9F3K4TPvIk1KrkfD5d8V-Xj9oH3PBx/s400/los+3.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392796449851302162" />Los Llanos - bezkresne trawiaste równiny w zachodniej Wenezueli. To miejsce którym rządzą Llaneros, czyli wenezuelscy kowboje, bezustannie przeganiający bydło po ogromych pastwiskach. Właśnie na ranczu u Llaneros mieliśmy spędzić kolejne 4 dni. Zgodnie stwierdziliśmy, że to co się wydarzyło w ciągu tych dni, było naszym najbardziej bezpośrednim kontaktem z dziką fauną.<br /></p><div align="justify">Na Llanos jedzie się po to, aby obserwować dzikie zwierzęta. Niby o tym wiedzieliśmy, ale zwiedzeni wcześniejszymi doświadczeniami z tego rodzaju wyprawami, nie spodziewaliśmy się zbyt wiele. A tu pełne zaskoczenie. Klęska urodzaju :) Jeżeli kajmany, to setki. Chcecie zobaczyć anakondę? Proszę bardzo. Kapibary? Są. Delfiny rzeczne, żółwie, piranie... A może pójdziemy w nocy i złapiemy kilka malutkich kajmanów? To sobie dokładnie pooglądacie...</div><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjaoJZiIjGwCkVMi_i8o7HTPIoWnJFUkhMEBVTvNFzT1Hjsevwbf9wlGg61HWnqrkjRT6tYvdOhru2Do2wnh1IZbNhE7ac8IeGqWhURisht4y8x7FSbIpoi5PzMUFY-z5t4zjTsaByWDCMR/s400/los+7.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392796973082297634" />Najbardziej oczekiwanym punktem programu było oczywiście polowanie na anakondę. Widzieliśmy 3 sztuki - malutkie, jak to określił nasz przewodnik, zaledwie 3-4 metry... Podobno kiedyś złapali 18 metrową - wyciągali ją z bagna jeepem! I ledwo dali radę... Anakondę trzeba trzymać za głowę - podobno wtedy nie jest się w stanie okręcić wokół ofiary i jest się bezpiecznym. Po spotkaniu z anakondą nabrałam ogromnego szacunku do dusicieli - nigdy nie czułam takiej siły (potrzymaliśmy sobie, a co ;) ), jeden wielki mięsień, nierówna walka bez szans...<br /></p><p><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQ1Kgmleb0yfm_KMp2toykstuA4wR68taiJZ463nwTbelc7EeIogDFbuPbiqRT4LdKv9BA_07vs_ENYSs92ygnNOpYq2TsDhJogPdnoV3OV84LYviyBtXzV8wSBT4V1v779QIhkWF6pEid/s400/los+6.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392797378885132914" /></p><p><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjD04D4ercT_X3oXZxuvArjY20_SXAELywS0Yvznuvu2uo-3gvknZ20ysOiKIIHd8ioD7lAasdrdYjS4tzcsQSWAnZ9tn_7mOIfH4xugwp7OEu9syl0CQaPrBmKQ_TRlFbFJ0xetuVqASbv/s400/IMG_2303.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392797736026003442" /></p><p>Najbardziej jednak ekscytujące okazało się dotarcie do miejsca, gdzie były anakondy...</p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiR0oISTJ9E5c4iqodginVcXddWgEfka8_99pD1FJd2BgNBRr52EsW5cV1o5-QNMAwCvL5jfokQmHy88g6KAa2DxMGTnFsn3dO5SUCtJCJSYLql8dc1IUACnwJHkpsV9dSzhCdqLMtR0PO/s400/los+4.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392797977478634610" />Tę rzekę ze zdjęcia przeszliśmy w bród. Dodam tylko, że te ciemne plamki na wodzie to głowy kajmanów... A po tym jak pan sprawdził, czy nie ma anakond, w błoto też weszliśmy. Dodam, że my nie mieliśmy gumowców, tylko gumowe sandałki... Po tych przejściach beztrosko niemal biegłam już po moim zdaniem bezpiecznej łące, kiedy przewodnik zwrócił naszą uwagę na niewinnie wyglądające niewielkie trawiaste wzgórki, oświadczając, że tam też mogą być zagrzebane anakondy... Udusić by nie udusiła, ale uryźć może :)</p><p align="justify">A na koniec dzieciaki z Llanos.</p><p><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjn6uMz9kxOxsq5C26ddY1F4FvDMrA_7br41Ua_7TVZHDFs0rrxaXD-dbFAvBATLCrJnrsZFngagbXJManqAIWd3uv8McPpR8TqmEPj4H_1q0zKN2iR1L6ZNeYzXFa4eKKI9Z6Fbm_83IHB/s400/IMG_2466.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5392798375084056162" /></p>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-34515592888028158222009-07-09T16:47:00.011+02:002009-07-09T17:26:57.596+02:00Gdy nie chce się gotować...</p><p></p><p><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGumUbjFGODMwnk78P9Hb8gvUExaYvCXeJit6igX1RRSCH2EUGg1hZJbErRZxqHfPxvB5gbqxx30pdpd2SvQLDZfaJDPFUVcGv24oRmsYSPLsVUQWEi4rjZ5G7osGeIH11__abPF8FB2_l/s1600-h/IMG_2826.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGumUbjFGODMwnk78P9Hb8gvUExaYvCXeJit6igX1RRSCH2EUGg1hZJbErRZxqHfPxvB5gbqxx30pdpd2SvQLDZfaJDPFUVcGv24oRmsYSPLsVUQWEi4rjZ5G7osGeIH11__abPF8FB2_l/s400/IMG_2826.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5356479810005173586" /></a></p><p>Szybkie danie na upalne dni. Podobno kuskus jest jak czyste płótno - smak trzeba na nim dopiero namalować. Ja starałam się uchwycić klimat arabski, może Maroka?</p><p><strong>Kuskus "rodem z Maroka"</strong></p><p>1-1,5 szklanki kuskusu</p><p>średni bakłażan</p><p>garść pomidorów koktajlowych</p><p>garść ciemnych winogron</p><p>garść zielonych oliwek</p><p>garść migdałów (sparzonych i obranych)</p><p>garść świeżej kolendry</p><p>oliwa z oliwek (3-4 łyżki)</p><p>świeży sok z pomarańczy (1-2 łyżki) - oczywiście może być sok z cytryny, ja akurat miałam z pomarańczy</p><p>sos miętowy (1-2 łyżeczki)</p><p>sól, pieprz</p><p align="justify">Kuskus przygotowałam według przepisu na opakowaniu. Bakłażana pokrojonego w kostkę podsmażyłam. Z oliwy, soku, sosu miętowego zrobiłam sos, doprawiłam go solą oraz pierzem, dodałam do kuskusu i wymieszałam. Następnie dodałam bakłażana, oliwki, migdały, kolendrę i przekrojone na pół pomidorki oraz winogrona. Wymieszałam. Równie dobrze smakuje z wyfiletowanymi cząstkami pomarańczy zamiast winogron (i tutaj obecność soku pomarańczowego w sosie zostaje wyjaśniona - taka wersja była dzień wcześniej :) ).</p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjpSE-gePPJCejPUJCkQz0VhzG6zMT1I2MQms7tOVHUYht4Wbs4VgPoYsPWXuqW8LEN7YprYpKvzrm8ksrpDZzJEMrUNGOiUsJawgWocMA76OA3-j8Pqhso1UOq8IfHtWSmg2QpTwyzczE/s400/IMG_2834.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5356480930488780738" /></p>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-42600383279448802392009-06-02T11:35:00.014+02:002009-07-02T17:25:31.797+02:00Warao<p></p><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8HnUyOA7p4SrVptOlkvhMRCrQUZSnljzOjzUNRy2-TWcE6ONRoYgck1JAp1FNq3Z_MshiwLhqE-MCNkBS5pAiV24m7qPl45-gWQfM0gPIsC6J49bx_pbeGjSMuk67Dg-luOC7-h8EfTrQ/s1600-h/IMG_0902.JPG"><img id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342678520590115426" style="DISPLAY: block; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 267px; CURSOR: hand; HEIGHT: 400px; TEXT-ALIGN: center" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8HnUyOA7p4SrVptOlkvhMRCrQUZSnljzOjzUNRy2-TWcE6ONRoYgck1JAp1FNq3Z_MshiwLhqE-MCNkBS5pAiV24m7qPl45-gWQfM0gPIsC6J49bx_pbeGjSMuk67Dg-luOC7-h8EfTrQ/s400/IMG_0902.JPG" border="0" /></a><br /><div align="justify">Warao, "lud łodzi" - od czasów prehistorycznych mieszkańcy delty Orinoko. Nieodłącznie związani z wodą, z Orinoko, którą nazywają "Ojcem Naszej Ziemi". Podobno dzieci potrafią wiosłować zanim nauczą się chodzić. Wyśmienici budowniczowie kanoe oraz nawigatorzy - w czasach podboju Ameryki Południowej, byli poszukiwani przez podróżników do pracy w charakterze cieśli okrętowych i marynarzy. <p></p></div><div align="justify"><img id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342679575934233778" style="DISPLAY: block; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 400px; CURSOR: hand; HEIGHT: 267px; TEXT-ALIGN: center" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiK9o80ieumO1ev1k8v4v6za10MQtU-BNHIkAGkFLi9Bgbhnb_2DJTQoOFwarOgssMpRR8Mo2IEh_4e-c5omz4hMiX24cj4aPp4M81U8a2JNEz6b9808A3psV3K1c7UBk0ebT0tZh0ZdeQZ/s400/IMG_1668.JPG" border="0" /></div><div align="justify">Wierzą, że pierwsi ludzie mieszkali w niebie, gdzie jedynymi zwierzętami były ptaki. Pewnego dnia, podczas polowania, jeden z myśliwych zestrzelił ptaka z taką siłą, że strzała przebiła sklepienie niebieskie i spadła, aż na Ziemię. Myśliwy, skuszony urodzajną glebą, którą zobaczył przez powstałą dziurę, spuścił się na ziemię po bawełnianej nici. Wkrótce dołączyli do niego inni, a po jakimś czasie postanowli na stałe opuścić niebo i zostać na ziemi, którą znamy. <p></p></div><div align="justify"><img id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342680058907761378" style="DISPLAY: block; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 267px; CURSOR: hand; HEIGHT: 400px; TEXT-ALIGN: center" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8bQJfLgMU791azZ0gSF0wfno56U1wd993jAztiNA-sytBLVYwxRHp5i74UDrWmq-A4sHTLmoMVymbMrf7ldxK_DdnpVg6306bDQykaewUwBcPgOCpCXdqLiGcNkiKfrUhqHU7fA1Iupk4/s400/IMG_1183.JPG" border="0" /></div><div align="justify"><img id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342680060702671618" style="DISPLAY: block; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 400px; CURSOR: hand; HEIGHT: 400px; TEXT-ALIGN: center" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUlbWxS9Ba66aS933nEy51u4tqc3r8fAH8G4IWtQE7S1sMgLLErOxt002qSFwQNT5YlA2BXnwlDx_kH5kYkKuTGqTNu3vYa1Co-B2Fm8e8vUDq_3E8OiiIW6lCZEXYVwr1d-HbIhh99Gfi/s400/dzieci+i+chlopczyk.jpg" border="0" /></div><div align="justify">Jedzą ryby, polują też na ptaki, choć obecnie podstawą ich pożywienia są korzenie ocumo i juki. Nie polują na duże zwierzęta - wierzą, iż są to "ludzie lasu", których krew nie różni się niczym od ludzkiej, zatem ich zjedzenie byłoby równoznaczne z kanibalizmem. <p></p></div><div align="justify"><img id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342680881941905058" style="DISPLAY: block; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 400px; CURSOR: hand; HEIGHT: 400px; TEXT-ALIGN: center" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8UpNY9oCmPYsxMVgDbqB2Rj12Vwzh10-q3RS0GHm8FQAjqhalVoIgT6VQRum34uG_yqhDkOvV7vGTBLMaZ8aL2GuyxWOfYCEgNIKcGtrmINdTiU0cu7K_UuKd1Wm9TcFKCPyLAQoDc-KH/s400/dziewczyna.jpg" border="0" /></div><div align="justify"><img id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342680884334826978" style="DISPLAY: block; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 400px; CURSOR: hand; HEIGHT: 400px; TEXT-ALIGN: center" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUT2q_gQoEqS5Eu787fh8Na46M5RztJOcVw6X_4rJql_J3kPtMQQNTggrXLP9TX-Vv0v6I7BYyXpZMdQFm9wQGbBkD5CKFf6qKZ3wXCXYFCvt2YyHFKaAXnyrVgTA6Ny3EMMhQ2ZS_1XjP/s400/chlpoczyk.jpg" border="0" /></div><div align="justify">Warao są doskonałymi wytwórcami koszyków. Podobno tym rzemiosłem zajmują się całe rodziny. Koszyki te są tak gęsto i mocno splatane, że wydają się niemal wykonane z drewna. <p></p></div><div align="justify"><img id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342681327867988930" style="DISPLAY: block; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 400px; CURSOR: hand; HEIGHT: 400px; TEXT-ALIGN: center" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEirc_21M0GQZTbj-TiP8mVMdh12DIfl5GrZ5iPERF2gAtMHE4cN5AmnJ9-75cjRLNZ-BJa7Fpk8MMvbbxhtp-57u5UZdUe3MbIY62UrfEN93bhfLyU62ZQM_M4YPphyphenhypheng1Hyj23NjUubv7J5/s400/koszyk+i+dziewczynka.jpg" border="0" /></div><div align="justify"><img id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342681331285879890" style="DISPLAY: block; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 400px; CURSOR: hand; HEIGHT: 267px; TEXT-ALIGN: center" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBldbFgcPNc4m6xRd8ILfryCtxI9m2Jk11_8MLouJbqeOL9U87svt6-ev3uQbQUOmfNRT_M_ZoyF2cKifXcqhpNDnmtIEk94n8BdklyGrFli7fmLw7tq2l7Fubq7XVkHbqUv4ohoBBMGFt/s400/IMG_1158.JPG" border="0" /></div><div align="justify">Mieliśmy okazję wybrać się z dwoma Indianami Warao na wycieczkę kanoe po małych kanałach bocznych rzeki. Zabrali nas do dżungli i pokazali, co można w niej znaleźć do jedzenia. Większości rzeczy, które jedliśmy i piliśmy nie jestem w stanie teraz nigdzie odnaleźć i zidentyfikować, poza jedną - Indianie poczęstowali nas świeżo ściętym palmitos. Jakie było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że właśnie po raz pierwszy zjedliśmy kontrowersyjne serce palmy. Później jedliśmy je jeszcze raz, ale już marynowane. Muszę przyznać, że swieże palmitos są bardzo smaczne - delikatne, kruche, w smaku przypominały mi może trochę kaczan bardzo młodej kapusty. Ale czy warte śmierci palmy? Dla mnie nie... <p></p></div><div align="justify"></div><div align="justify"><img id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342681756027935922" style="DISPLAY: block; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 400px; CURSOR: hand; HEIGHT: 400px; TEXT-ALIGN: center" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJUzVMMyKb3Y1_kkcNxDxCwWRs6nS9KeG4NDeiN0-Qr7DgZhaKyu5mDTnfIwP5r-Fz8hf5hVE0V6aebNS9KUFyC6CWr_1Ih_BGGklSv6SgbsEoo8lloJHX7KC0jBGa61ZV59lzFhAQCibQ/s400/canoe.jpg" border="0" /></div><div align="justify"><img id="BLOGGER_PHOTO_ID_5342681760671728610" style="DISPLAY: block; MARGIN: 0px auto 10px; WIDTH: 267px; CURSOR: hand; HEIGHT: 400px; TEXT-ALIGN: center" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh81IYf6M5oCgaMV5bYjIHerwofUW9Bg850zaln9RY2TDfROGEjb7ltgmv0e7Y6BtRV2NYBjYSPSedZSbDi761EhlnGboEt1WTDCUFZrhX6CsPvLZgmAcbWZh6Ozae0oXw8a_nH7TCRDVtb/s400/IMG_1152.JPG" border="0" /></div>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-20632658488105085212009-05-22T10:43:00.010+02:002009-05-22T11:19:39.461+02:00Muffiny z rabarbarem<p></p><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCbcTfTy6paydaZZE2odfaLWuTl-im5fNJAbvjeSbf4Q_u2NjnUNdj-Xqfb0bphrgbEwa9NRrvCPmaCYpLTec5F4VIrEX-rVl1qK4VdZMwm-ZwBzoDr7Mw4dDuu8sf-Jrf44la_in5OV5h/s1600-h/IMG_2757.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCbcTfTy6paydaZZE2odfaLWuTl-im5fNJAbvjeSbf4Q_u2NjnUNdj-Xqfb0bphrgbEwa9NRrvCPmaCYpLTec5F4VIrEX-rVl1qK4VdZMwm-ZwBzoDr7Mw4dDuu8sf-Jrf44la_in5OV5h/s400/IMG_2757.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338572988981973906" /></a>W przerwie wpomnień z Wenezueli - muffinki z rabarbarem. Do ich upieczenia namawiała Ania ze <a href="http://strawberriesfrompoland.blogspot.com/2009/04/tysiace-mglistych-chwil.html">Strawberries from Poland</a>, zarówno na blogu, jak i w <a href="http://fotoforum.gazeta.pl/72,2,777,94558372.html">Galerii Potraw</a>. Długo się nie zastanawiałam - uwielbiam rabarbar, którego kwaskowość przyjemnie przełamuje słodycz ciasta, a że blacha do muffinek kurzyła się w piwnicy...<p align="justify">Przepis podaję za Anią, która cytowała go za Ptasią :) Dodam, że zdjęcia są inspirowane <a href="http://strawberriesfrompoland.blogspot.com/2009/04/tysiace-mglistych-chwil.html">rabarbarową sesją</a> Ani.</p><p></p><p align="justify"></p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgiNU8pVnCCyNZ0eekKhKJuoXqp0UuC6VM2A5DKu9N7LxGX5miKg41f9BLyuCorn-Z6hIC1jR1mDNT2jEM-kEIOVqNIX-qXbhxLPutGU_1MQZzkzO6mE4zChfFUm2DXpM04PyEx-73jTEsP/s400/IMG_2719.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338573640520271794" /></p><p><strong>Muffiny z rabarbarem</strong></p><p>1 i 1/4 szklanki cukru jasnego muscovado<strong><br /></strong>1/3 szklanki oleju<strong><br /></strong>1 jajko<br />2 łyżeczki ekstraktu waniliowego<br />170 g rabarbaru pokrojonego w kostkę<br />1/2 szklanki pokrojonych orzechów włoskich<br />2 szklanki i 3 łyżki mąki zwykłej<br />2 łyżeczki proszku do pieczenia<br />1 łyżeczka sody<br />1/2 szklanki zarodków pszennych<br />do posypania: 2 łyżeczki cukru muskowado i 1 łyżeczka cynamonu</p><p align="justify">Łączymy 1 1/4 szklanki cukru jasnego muscovado z 1/3 szklanki oleju, 1 jajem, 2 łyżeczkami esencji waniliowej oraz 1 szklanką maślanki. Dodajemy pokrojone w kostkę ok. 170 gr rabarbaru oraz 1/2 szklanki pokrojonych łuskanych orzechów włoskich. Następnie stopniowo wsypujemy suche: 2 szklanki + 3 łyżki mąki zwykłej, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, 1 łyżeczkę sody oraz 1/2 szkl. zarodków pszennych. Mieszamy niezbyt dokładnie, tyle, byle się połączyło. Przekładamy do foremek, i posypujemy po wierzchu 2 łyżeczkami cukru zmieszanego z 1 łyżeczką cynamonu. Pieczemy ok. 20-25 w 200 st. U mnie było to 20 minut.</p><p align="justify"></p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHqVCUqwSPnZkVYx9WNMEvbFCg5GjU8-0r6-Jmh8hbk-3P_xsqoowckUMnpuVZbo69X6-MDyJT-OSFUmoMTRZov9GcUfU8aAQQZbNHAhrQnIMi_Yc2d-SaQ0PUqJWC7FvKj6p16j__GSZ5/s400/mufiny+3.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338572993297025346" /></p><p align="justify">anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-416214352835882078.post-73332742556482920342009-05-21T13:28:00.023+02:002009-05-21T15:45:19.663+02:00Delta Amacuro<p></p><br /><div align="justify"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg14hLp2nCC45W0cgAkzgf_V8RcpvcWHAyuONYSHOABIrwq6JL7Dz3TVWCnC1gpJ28bVnwc1TGcZsDgtC21XjBdyyV1STruaX6_w36YS_gd-Jtl-AySY4C369GPAqYs1ZRiBfyPtd1hWxhT/s1600-h/IMG_1517.JPG"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg14hLp2nCC45W0cgAkzgf_V8RcpvcWHAyuONYSHOABIrwq6JL7Dz3TVWCnC1gpJ28bVnwc1TGcZsDgtC21XjBdyyV1STruaX6_w36YS_gd-Jtl-AySY4C369GPAqYs1ZRiBfyPtd1hWxhT/s400/IMG_1517.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338257590384682562" /></a><br />Czyli delta Orinoko. 22.500 km² powierzchni, 370 km atlantyckiego wybrzeża i tylko mniej więcej 100 km dróg przejezdnych dla pojazdów lądowych. Reszta to szlaki wodne - plątanina setek odnóg i odgałęzień rzeki Orinoko a na nich łodzie, niezliczone łodzie. To jedna z największych delt na świecie. Orinoko jest poteżna - 2574 km długości, jej dorzecze obejmuje 2 tysiące rzek, które co roku wtłaczają do Atlantyku ponad 1,1 tryliona metrów sześciennych wody.</div><p></p><div align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfYbxGGO7iNWOnhffpbEC535q6Bmo5qxAp0hDOTImwSS31OfxVsyiA8vMWZ0GD40_WoQNHHcdNOQ5CxETckmbLTWrspuYVTLrbiKGU42wCCfgxnr_77BrKpO9vVVk9nXzPlpsfHcW7YCp-/s400/IMG_1173.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338258231123297682" /></div><p align="justify">Wyprawa na te tereny była jedynym pewnym punktem naszego wenezuelskiego planu. W Ciudad Bolivar kupiliśmy wycieczkę w lokalnym biurze turystycznym i przekonani, że wyruszamy wraz z 10 innymi turystami i przewodnikiem mówiącym po angielsku (mój hiszpański zaginął w otchłani przeszłości), pojechaliśmy do Tucupity, skąd wycieczka miała się rozpocząć. Określenie, że nasze zdziwienie było duże, gdy odkryliśmy, że jesteśmy jedynymi turystami, a naszym "przewodnikiem" jest indiańska rodzina w składzie Tata Jose, Mama Isabella i 6-cio miesięczny Fernando, nie jest odpowiednie. Na dodatek okazało się, że obietnica, iż ktokolwiek będzie mówił po angielsku, była trochę na wyrost :) Ale nic to - zapakowaliśmy nasze toboły do łodzi i wyruszyliśmy w nieznane.</p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXNiSfsv9hsntNL3n8kNM4a76WGYvlzZMLJmX8_uaj_78htx95LppOhX6TnbIEtX7HvvlftVixHOykt90nFiGTBFqrhY_KxKPX9ziqs_rE5McaXxWefZDNQMuTpJ21HAJI0QbPwv9YNuPt/s400/rodzinka.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338259283838977586" /></p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcBFtUepgBLfcgA2L2lcPAxcernTd7Vd3bKahXyHFVO118mALp1JJXrt-Nb_UU904toaB5h2buw13YOmCRABEHwtOxiQfq4zFuKLozjTheJM9Q-fezOsUGF49kDIgYP9YYeUkXhxCia1t8/s400/IMG_1758.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338259173339487538" /></p><p align="justify">Gościliśmy w rodzinnej wiosce Jose - 3 chałupy i 15 mieszkańców. Spaliśmy w drewnianej chatce na palach NA rzece. W hamakach - tak jak wszyscy miejscowi. Wieczorami śmigały pomiędzy nimi nietoperze (ścian chatka nie miała). Jedliśmy to, co ugotowała nam Isabella (i co sami złowiliśmy - np. piranie :) ). </p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 267px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhw0d2EmgcpdVnS3bFjQAPpvHMhPODyjwcrecwqgGfY-21Qf_gwUaFMlDrhyphenhyphenmn3V39YLiv1G3wA7zd6t4BPwqtuMrHcCqN3hSwGZJPkEE4OaWxI2R63IAHUpmkjjsRxP2PWtWBDvhrsldBI/s400/IMG_1412.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338260252224992754" /></p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLsIGQvrkB-KWShbP6AZeJy_Gxj6oofHthZdvZDKrmAzPBrmTmofWi0mE-0jgDYJc6NNC-mkFUgLs9POSO-ZEzuk7oox3qN76lRARIcbKGFukAWgt1_6m9v8XAGRnQw2iR5tg4D2g13ihyphenhyphen/s400/piranie.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338260255213441010" /></p><p align="justify">Całymi dniami błądziliśmy łodzią po kanałach obserwując niezliczone ptaki, małpy, żółwie i turkusowe motyle wielkości dłoni. Obserwowaliśmy życie miejscowych, podziwialiśmy spektakularne zachody słońca. </p><p align="justify"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqN01EcKIPqFod5pd4US-ozao4klKvSbI1aLJ0tUFkuEMRz9q8pcM-FdpWuPYUY3-9YUKNb2Vis0nracHCDh3eVqIsnbTA3PGO4wPXc4OZRw96SwUZ1b7WhNUtOZAnwzyKBGYVJGqy3Kzr/s400/zwierzęta.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338261236212356930" /><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 267px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhNlg8pRpSiqgak2PvJyLYEJIteUqY1wBOPL_9e0MXnL5LiJ3ZIHzrqLsxNktv9l8rA3jjSAoOUgtx7ahgZBVWnQAXb6vN-7d3ZjzM3QcvWZjXK4xANaRShqgZYOp8RbiykWLqE5A5_ppfY/s400/IMG_1396.JPG" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338261243906879490" /><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhA-vrqliPlZEY0w4EJd_TFBvuYZnJDd5UPYpznGivR79EI-qjSJuBTZcVCONNbRPsbKYjKK6lpCAF9C1Jo3J547I9d9GF6RYTASWnj50kx_LQ1odJ-RXQ3bef2veHWIDKi5CwCHWRgP1qh/s400/papugi+4.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338272066441775186" /> <a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjir3DUEaMl_jgRJHTHB1WcZXnojUY0oTWjfHLgglYhyNcd3_YH34HMm7ZEKwcp00cSun53XufnI68ymTsEn71ixUe03kx9TKZCPRJHTxcs9uQsXrNh9Diz71V41BFe3PFzvO0b-CjGNs4Z/s1600-h/ludzie+1.jpg"><img style="display:block; margin:0px auto 10px; text-align:center;cursor:pointer; cursor:hand;width: 400px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjir3DUEaMl_jgRJHTHB1WcZXnojUY0oTWjfHLgglYhyNcd3_YH34HMm7ZEKwcp00cSun53XufnI68ymTsEn71ixUe03kx9TKZCPRJHTxcs9uQsXrNh9Diz71V41BFe3PFzvO0b-CjGNs4Z/s400/ludzie+1.jpg" border="0" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5338272426466433570" /></a>anczitohttp://www.blogger.com/profile/03172718208505081865noreply@blogger.com4